poniedziałek, 19 marca 2012

Podróż.

Każda podróż zaczyna się od wyjścia z domu.




Zgrabnym ruchem konika szachowego ze Stavanger myknęłam na dyżur, z dyżuru do Oslo.
Zawsze dobrze gościć w Oslo u ukochanych przyjaciół.
Jakoś tak od razu mi raźniej i oswajam lęk przed dłuuuuugą podróżą w nieznane.
Pierwszy raz drepczę po stolyczce na własną rękę (czyt. z IPhone i jego googlową mapą).
Oczywiście udało mi się GPS-a wyprowadzić w pole, no ale czy można spodziewać się po blondynce czytania map?
Niech się jeszcze firma pomęczy i wymyśli jak załatwić takie jak MY!!!
No bo jak to tak, żeby zrobić 5 rund wokół placyka wielkości beretu, żeby znaleźć knajpkę z fotowystawą, na którą się zasadzałam.
Wstyd firmo Apple!


Potem jest lepiej, azymut na bunkry.
Wprowadzam nawigację w błąd, a ona z uporem maniaka doprowadza mnie na miejsce.
W międzyczasie dzwoni Gustaw namierzając moje współrzędne.
Docieram do bazy.
Podróżować jest bosko, a to dopiero początek...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz