niedziela, 24 listopada 2013

Wyobraź sobie.

Mamy Nemi, bohaterkę serii norweskich komiksów, która za nas komentuje codzienność. Szkoda, że Egmont nie postarał się o polskie tłumaczenia.
W Polsce był Wilq superbohater wyłapujący lokalne smaczki ale chyba znudziło się braciom Minkiewiczom i poprzestali na 17 numerze. Żal.


-Jest tyle ważnych filmów, których jeszcze nie widzieliśmy.
- Ważne filmy?
- Masz na myśli, te które bolą patrząc na nie. Nigdy nie wiem czy powinnam je oglądać.
-Jestem przecież po właściwej stronie. Jestem przeciwko mobbingowi. Uważam, za nieopisaną okropność wykorzystywanie dzieci.
- Po "Hej skarbie" mam ochotę odebrać sobie życie. Wszyscy tam byli wredni. Ona sama...
- Dobra, spotkamy się przy komediach.          
                                                         

Trochę nam się też tak porobiło. Bolesnych i jednocześnie pouczających filmów nie mamy siły oglądać, zwłaszcza w listopadzie. Tak naprawdę to przestrzeń między "Siódmą pieczęcią" a "Nagą bronią" jest szeroka. Znajdujemy coś ciepłego i podnoszącego sflaczałego ostatnio ducha.
"Imagine" - kooprodukcja: francuska-polsko-portugalsko-brytyjska jest idealna na jesienny wieczór.
Nie będę streszczać filmu, bo każdy może sam wyguglać, napiszę tylko, że warto. 
Ile więcej można zobaczyć zamykając oczy i ile nie widzieć z otwartymi.


piątek, 22 listopada 2013

Rodzinne spotkanie.



Dziś wieczorem byliśmy całą rodziną Frey na przedświątecznym  koncercie kompozytorów z rodziny Bach.
Do tej pory nie mieliśmy pojęcia, że było ich co najmniej pięciu, a słynny jest tylko Jan Sebastian. No może jeszcze któryś z jego 4 muzykujących synów ale kuzyn i dzieci kuzynostwa to już nie bardzo.
Amatorski chór z Førde razem z flotą zjednoczonych sił zawodowych muzyków i solistów w Bergen przygotowali repertuar wprowadzający w przedświąteczny nastrój.
Bez udawanej żenady śmiało można pogratulować poziomu artystycznego śpiewającym amatorom.
Śpiewać każdy może bez względu czy zawodowo jest się pielęgniarką na oddziale (Kuby na przykład) albo lekarzem na tymże samym oddziale (ale nie chodzi tu o Kubę. Jeszcze...)


czwartek, 21 listopada 2013

Movember.

- Wiesz M. ostatnio na Izbie Przyjęć dzieciaki (czyli młodzi stażyści) zaczęli zapuszczać zarost w ramach akcji Movember, słyszałaś o niej?
- Nie, a co to za akcja?
- Jak to w dzisiejszym wirtualnym świecie, każda głupota obiega lotem błyskawicy cały świat i albo znajduje naśladowców albo pada. Tym razem poszło z Australii. Goście wymyślili, że przez cały listopad (november) będą zapuszczać wąsy (moustache) stąd movember i w ten sposób zwracać uwagę na problem raka prostaty. Ideę podłapał cały świat no i zapuszczają się faceci robią sobie zdjęcia i różne inne takie akcje... przyczyniające się do wzrostu świadomości męskiego zdrowia w ogóle.
- A jak wyglądają nasze szpitalne dzieciaki?
- No właśnie, jak dzieciaki z wąsami. Żałośnie.
- Ogólnie jestem przeciwna wszystkim akcjom zbierania pieniędzy na wspieranie akcji przeciwrakowych. Jest wiele innych bardziej uciążliwych dla pacjentów chorób niż rak. Więcej ludzi umiera na świecie z powodu wieńcówki i jakoś kiepsko idzie promocja zdrowego trybu życia. Poza tym obecnie rak to nie wyrok jak było onegdaj. Zdecydowanie dłużej żyją chorzy z tą diagnozą, chociaż wiadomo rak rakowi nie równy.
- Wiesz, faktycznie w świadomości przeciętniaka rak równa się krzyżyk.
Pamiętam kiedyś trafił do mnie antyrakowy dekalog Krzysztofa Krauze i w zasadzie nie mam wiele więcej mądrzejszych przemyśleń, zgadzam się z człowiekiem w zupełności.
A co ja zrobiłam dla siebie w kwestii raka? W końcu wybrałam się na odwlekaną od ponad roku cytologię (w Norwegii co 3 lata krajowy rejestr raka wysyła przypomnienia o badaniu).

PS. Trzymaliśmy cały dzień kciuki za pomyślną operację.

niedziela, 17 listopada 2013

Cake pops.

- Mama, czy mogę zrobić dla całej klasy cake popsy dla całej klasy? Pytałam pani czy mogę przynieść i się zgodziła. Mogę???
- Oczywiście, możesz.
Oczami wyobraźni antycypowałam niczym Jan Oborniak, jak będzie wyglądała produkcja...
No i się pomyliłam. Tosia i Stachu dali radę. Kuchnia nawet, nawet... obeszło się bez totalnej dekontaminacji. Kolejny kulinarny sukcesssss pod marką Frey&Frey.





sobota, 16 listopada 2013

Fargerike Førde.

Spektakularny sukces pod flagą biało-czerwoną.
Notatka z zajścia do wglądu tutaj.
Krańcowe emocje z obu biegunów euforii i dołu... ale to już zupełnie inna historia.

piątek, 15 listopada 2013

Jezus Maria nie ogarniam.

Wczoraj wywiadówka, dużur, ktoś w nocy chciał wiedzieć co jest w CT głowy. Rano rozsypuję się na drobne kawałki. Nie dam rady, jestem zmęczona. Bardzo zmęczona. Czyli tylko trening może postawić mnie na nogi. Parkuję w dobrym towarzystwie.  Fajnie wygląda taka mała, zielona żaba między serioznymi beemkami.


Udało się. Składam się do kupy. Trening to dopiero rozgrzewka przed wyczynem tego dnia.
Jutro Fargerike Førde, taki wielokulturowy festyn. Pierwszy raz będziemy wystawiać stoisko z polskimi potrawami. W zasadzie robota rozdzielona, więc z górki. Tylko trochę pierogów machnąć i gotowe.
Z czasem (czyt. z wiekiem) dojrzewam do tego, że nie wszystko muszę... Lepię tylko tyle ile daję radę i nic ponadto (ale też nie mniej:).



czwartek, 14 listopada 2013

Samorodek.

Wczoraj była wywiadówka. Czworo do brydża przy jednym stoliku: wychowawca, Stachu, Kuba i ja.
Wszystko w norweskim standardzie (dziecko jest genialne... jak wszystkie pozostałe dzieci) no może ciut ponad standardem... Gość jest ponad standardem (ale ciiiiiii... tu wszystko musi być w standardzie bo inaczej kłopot gotowy) ale ma to gdzieś. Zdolny ale niewyskoczny. Skąd ja to znam (zdolna ale leniwa). W sumie z genów się nie wyrasta, tylko czemu te dzieci wybierają najgorsze allele? Ambicję po tatusiu i brak konsekwencji po mamusi.
- No i jak, zadowoleni jesteście? zapytał Staś
- Dla mnie bomba! - odparowałam bez namysłu
- A jak dla mnie, nieźle ale będziemy musieli popracować nad...
...
Dobra, a teraz na offie przyznaj się, zadowolony jesteś z chłopaka?
Dość ale martwi mnie, że nie ma innych zainteresowań poza kompem i do niczego nie dąży...
A do czego ma dążyć?
No nie wiem, ale żeby coś go interesowało...
...
Następnego dnia występ w szkole w ramach tygodnia Slåtten skule:
- Ty, Stary, wiedziałeś, że on umie grać na gitarze?
- Skąd.
- No i jaki ładny gliniany domek na świeczkę zrobił. Samorodek, po prostu.






Wszystkie kochamy Justysia. 


" W Norwegii wszystkie dziewczyny są blondynkami, bez względu na kolor włosów"


Stachu i Anton.


Artysta konceptualny.



Być jak Kuba T.

środa, 13 listopada 2013

Najbogatszy kraj świata.


                         
- No i jak to tak, w najbogatszym kraju świata, w 2013...       żeby padało?

niedziela, 10 listopada 2013

Førde - Oslo - Førde.

Gdzie byłam jak mnie nie było? W stolyczce... norweskiej stolyczce.
Nauki pobierałam. Jak to się dzieje w najbogatszym kraju świata?
Nic prostszego. Trzeba wejść w internecie na stronę Legeforeningen czyli takiej naszej Izby Lekarskiej. Tam w zakładce kształcenie znaleźć katalog kursów do specjalizacji i potem już z górki.
Przychodzi pocztą rachunek za kurs plus wyżywienie (całkiem słony - rachunek znaczy się,  bo wyszynk jest boski), który należy dostarczyć na oddział. Oddział pokrywa koszty.
Następnie trzeba zaklepać sobie bilety (na dowolny środek komunikacji, wliczając samolot) i hotel, przepraszam - dobry hotel, który proponuje Legeforeningen.  Ważne żeby nie pogubić kwitków bo je trzeba załączyć do wniosku o refundację (całkowitą, sic!) z Lege...
Ile to byłoby na pln? Parę okrągłych tysiaków, tak koło 6 - 8. Ale jak wspomniałam wybraliśmy najbogatszy kraj na świecie więc kształcenie kosztuje... państwo ma się rozumieć.
Tym razem o dzieciakach w obrazowaniu było. Bardzo dobry i jednocześnie intensywny kurs aż do wyczerpania ATP w mózgu.
Tym razem polecanym hotelem okazał się Thon Hotell Ullevål, czyli jeden z sieci hoteli najbogatszego Norwega, dziadka w anoraku jak go tu ochrzcili.
Cały event miał miejsce wokół stadionu piłkarskiego dokładnie otoczonego centrum konferencyjnym. Tu właśnie w jednej z sal wykładowych mieliśmy zajęcia. Można było nawet w kapciach przychodzić korzystając z przełączki między hotelem a centrum.
W tym samy czasie odbywało się parę innych szkoleń m.in dla norweskiego związku piłki nożnej.
Spotykaliśmy się na wspólnych lanczach i w sumie tylko wiek nas różnił bo na visus nikt by nie odróżnił kto jest kto. Żadnej pani doktor w garsonce czy w perłowych kolczykach. Żadnej w makijażu czy choćby w spódnicy, żadnej w butach na obcasie... No może z drobnym wyjątkiem...
- Wiesz nie pasujesz do tej ekipy - powiedziała A.
- ?
- No z tymi pomalowanymi pazurami i włosami do sufitu. Zobacz na sali, cała reszta wygląda jak wyciągnięta z kontenera.
- Wiesz A. W Polce to mi przeszkadzało, że zawsze byłam z innej bajki i nie pasowałam do reszty.
Teraz to mi schlebia. A swoją drogą niech ci z kontenera mają pojęcie, że na żelu do włosów i trampkach Conversach nie kończy się lans.
Tak sobie drepcząc po korytarzach centrum odnalazłam swój model fryzury: norweski piłkarz rocznik 1936 lub 1962.









piątek, 1 listopada 2013

Postscriptum.

Czemu nie było Staszka we wczorajszym poście?
Po prostu, wyglądał tak strasznie, że zwieracze odmawiały posłuszeństwa...
i jeszcze na koniec marnie zginął.