piątek, 27 kwietnia 2012

Mistrzu.


Dawno temu, w odległej galaktyce...
A dokładniej w kwietniu 1999 r. trafiłam na staż z chirurgii do pewnego szpitala wojewódzkiego.
Zgodnie z obowiązującym rytuałem codziennie rano odprawa z szefem, na samo wspomnienie którego co niektórym zwieracze odmawiały posłuszeństwa.
Gwałtownik był z niego niepospolity, jak wpadał w szał nie było wtedy zmiłuj się - krył się kto mógł... nie wyłączając starców, kobiet i dzieci.
Tak na marginesie sprawy i z perspektywy zupełnie innej galaktyki - to nigdy nie dotrzymał słynnej obietnicy: Jak tak jeszcze raz zrobicie to wam wszystkim jaja pourywam (nie wyłączając starców, kobiet i dzieci).
No więc gdy atmosfera stawała się przyciężkawa wszyscy przechodzili w moduł niewidzialności i stawali się przeźroczyści.
Wszyscy z wyjątkiem facecika w niebieskim chirurgicznym uniformie i chodaczkach, który zdawał się grać ze śmiercią w kości rzucając niefrasobliwie - a czemu?
No i tak zaczynało się prawdziwe pampeluńskie encierro...
Szef robił głęboki wdech, wciągając meter sześcienny powietrza przez nozdrza, sam odgłos wywoływał u większości zebranych wystąpienie zimnego potu.
Potem krótka cisza zapowiadająca śmierć w męczarniach dla najsłabszych psychicznie i ruszał z kopyta... bódł rogami kogo popadanie.
Nie muszę dodawać, że krył się kto mógł nie wyłączając starców, kobiet i dzieci... poza facetem w niebieskim, który kiwał się na krześle, machając założoną nogą na nogę z chodaczkiem - dystalnie.
Nic nie bał się śmierci!
Nie tylko za nic miał życie własne ale i innych (czyt. np. moje).
Wizyta z szefem. Kolejny część porannego bizantyjskiego rytuału.
Pochód na czele, którego gnał najważniejszy, potem pierwszy trzymający karty zleceń, drugi trzymający karty zleceń, doktory ze specjalizacją II stopnia, I stopnia, w trakcie specjalizacji, pielęgniarki ze swoimi kwitkami, oddziałowa z tajnym kajecikiem, opatrunkowy Jerzy, rehabilitanci ( na krab podeszłego wieku zwalam niepamięć co do posiadania bądź nie- jakichkolwiek materiałów piśmienniczych przez ww.) a na szarym końcu my- biedne misie czyli stażyści.
I zgodnie z układem domino, odgórny opierdziel szedł według wymienionego powyżej układu kastowego.
Nie muszę dodawać, że ogon ciągną się w nieskończoność. Szef docierał kłusem do zabiegówki zanim biedne misie wyszły z sali numer 1.
Któregoś dnia w takcie wizyty na cały regulator oddziałowy idzie komunikat: Pani doktor Ćwir proszona jest o zejście na Izbę Przyjęć do szycia rany.
Za chwilę to ja zejdę... ale z tego świata, przecież nigdy żadnej ludzkiej skóry nie cerowałam.
Boże, ile bym wtedy dała, żebym mogła kaligrafować dawkowanie paracetamolu w karcie zleceń!
Szef popatrzył spode łba i powiedział: Pani idzie, Marek panią wzywa.
No weszłam jak na ścięcie do Izby przyjęć gdzie dostałam krótkie polecenie: trzeba zszyć.
- ale...
- poradzisz sobie! I zniknął szurając chodaczkami zanim zdążyłam zemdleć.
I w taki właśnie sposób zostałam zaszczepiona medycyną polową...
Nie było przeproś z gościem w chodaczkach.
- No jesteś prawdziwym facetem czy babą?
Prawie jak w skeczu Monty Phytona: Jesteście spadochroniarzami czy myszami?
Prawidłowa odpowiedź była tylko jedna.
...
Wszystko to miało miejsce lata świetlne temu.
Obecnie mistrz naprawia szkielety ludzkie w Molde.

PS. Tak naprawdę to jestem babą, tylko nie mówcie mu o tym.




czwartek, 26 kwietnia 2012

222 wzgórza.

- A przyjechalibyście kiedy?
- A może byśmy i przyjechali...
- No to weźcie i przyjedźcie.
- Ano, może i do tego kiedy dojdzie. Wszyscy wiedzą jakie z nas domestosy co to problem z prawem powszechnego ciążenia mają do momentu wyjścia z domu, bo potem już jest fajnie:)
- Jest takie święto fotografii na dalekiej północy w Kristiansund, raz w roku w kwietniu... Może poświętujemy również?
- Myśl jest przednia, wchodzimy w to!

I tak słowo stało się ciałem. Zaprzęgliśmy konie (mechaniczne) i w drogę ( po której nabyliśmy co nieco w ramach licytacji).
Samo Molde robi wrażenie swoimi 222 otaczającymi szczytami gór, zwłaszcza z pokoju Jasia.



Co tam Molde byłoby warte bez naszych ulubionych znajomych.
Agnieszka, Marysia, Marek i Jaś - wyczynowy team, który nie ma sobie równych.
Nasi faworyci jeśli chodzi o uteliv ( życie poza domem).
Marysia już jako noworodek zaliczyła pierwszy wyjazd na narty, nie wspominając o Jasiu, który chyba żyje w norweskim przekonaniu, że dom jest na zewnątrz, w budynku tylko się przeczekuje "międzyczas".
Przez kilka dni mieliśmy okazję porównania paralelnych (ale nie kowergentnych) historii ludzi stamtąd tutaj.
Mimo tego, że cienko wypadamy w klasyfikacji ogólnej jeśli chodzi o sporty rodzinne to i tak
fajnie było po prostu pobyć ze sobą.
Dziękujemy:)






środa, 25 kwietnia 2012

Zakupy.

Jak kobieta robi zakupy?
Normalnie, jak to kobieta...
W Førde to nawet z domu nie musi wychodzić. Siada do kompa i zaznacza:


i jeszcze może taki obiektyw:


Jak mężczyzna robi zakupy?
Podobnie, nie musi wysiadać z samochodu. Wszystko poszło przez komórkę w drodze do Molde.
Pierwszych gości zapraszamy od sierpnia:)


niedziela, 8 kwietnia 2012

"Przekręt".

W przekładańcu świąteczno-dyżurowym kręcimy film:
W rolach głównych:
Cegła: dziadek Krzysiek
Kulozębny Tony: Kuba
Brad Pitt: Łukasz
Kobieta ciężarna: Asia
Cygańskie dzieci: Tosia i Staś.
Statystka: nikomu nie znana postać drugiego planu:)
Za filmwebem:
"Film złożony z kilku opowieści, które splatają się wokół historii o życiu tam i tu. Fabuła opowiada poza tym o walkach psów, kradzieży samochodów, walce na pięści i upodobaniach środowiska przestępczego. Zawikłana intryga kryminalna służy ukazaniu barwnego świata ekscentrycznych postaci - wśród których odnajdziemy gangsterów, szefów mafii, bokserów i Cyganów.









niedziela, 1 kwietnia 2012

Home, sweet home...

Koniec wycieczki.
Jeszcze tylko runda Kathmandu-Katar-Budapeszt-Warszawa-Bergen-Førde i jestem w domu.
Było suuuuper!
Dziękuję wszystkim słuchaczom radia Arleta FM za wytrwałość. Żadnych podcastów czy RSS-ów nie przewiduje się w najbliższym czasie.
Fajnie mi było z Wami wszystkimi.
Szczególny ukłon w kierunku Lili i Michała za wielkie serca, których nie szczędzą tylko rozdają ile wlezie...
Dzięki za doborowe towarzystwo: Tusi, Januszowi, Iwonce, Dawidowi, Ani, Mai, Monisi, Marcinowi, Arturowi i Markowi.
Mam nadzieję, że nam się kiedyś jeszcze drogi zejdą.
Ściski dla wszystkich.
Arleta.