poniedziałek, 27 lutego 2012

Raport ponarciarski.

Wróciliśmy.
Mimo tego, że każdy dzień był niespodzianką i to z cyklu "Seria niefortunnych zdarzeń", fajnie było.
Tosia została najbardziej poszkodowana, bo tylko jeden dzień białego szaleństwa.
Powody dla których warto było wyjść z domu:
1. Wyjeździliśmy się jak głupi na nartach (poza Tosią).
2. Stachu nabrał szlifów na desce.
3. Kuba został specjalistą od deski.
4. Dzieciaki spędziły ferie z kuzynką Marysią.
5. Można było poczytać książki bez sensu ( i bez wyrzutów sumienia). Np. "Wyspa niesłychana" Mendozy. Nie polecam! Nie umywa się do damskiego fryzjera.
6. Nie trzeba gotować obiadków.
7. Można było pobujać w obłokach na szczytach o wys. 1500m i gapić się na sąsiednie. Prawie jak w filmach Miyazakiego.
8. Bezkarnie pogapić się z dziećmi w tv. albo komputer (kto pamięta jeszcze Boulder Dasha na Atari?)
9. Popykać trochę zdjęć.
10. No i najprzyjemniejszy moment związany z narciarstwem alpejskim- zdjąć te cholerne buty. Przyjemność bezcenna.
I za Jerzym Mordelem, powtarzamy: ZADOWOLENI!



sobota, 25 lutego 2012

Zielona noc (biały dzień).

Tosia nadal chora.
Ostatni dzień slalomu gigantu w powiększonym składzie.
Dotarł Janusz i Olav z chłopakami.
Okazało się, że przez dwa dni byliśmy odcięci od świata z powodu zamieci śnieżnej uniemożliwiającej przejazd przez góry. Ponad 500 aut stało w kolejce czekając na otwarcie dróg.
Jakie to szczęście, że byliśmy niczego świadomi:)





Za to wieczorem imprezka...



piątek, 24 lutego 2012

Wieje.

Dziś wieje.
Wyciągi nie wyciągają. Narciarzom nie chce się podchodzić pod górę więc zamieniają zjazdówki na biegówki.
Komu by się tam chciało wdrapywać 1,5 km na szczyt.













czwartek, 23 lutego 2012

Na Zachodzie bez zmian.

Diare i regurgitacje- bez zmian.
Pogoda jak drut- bez zmian.
A... Marysia zamieniła z dużą satysfakcją deskę na narty (czyli jakieś zmiany są).













środa, 22 lutego 2012

Ogniu krocz za mną.

Zapraszamy Szanownych Państwa na przedpremierowy pokaz filmu ze wschodzącą gwiazdą snowboardu Stanislawem Freyem.
Film nakręcony w konwencji dogmy Larsa von Triera (czyt. z ręki i palcem w obiektywie), bez udziału dublerów.
Lynchowski tytuł dla zmyły.



Jako bonus moja ulubiona reklama ochraniaczy na nadgarstki (mamo, chodź i podetrzyj).


wtorek, 21 lutego 2012

Hemsedal#3.

Tosia i Marysia dostały diare i zostały w domu.
Pozostali uczniowie chodzą nadal do szkoły.
Pogoda jak drut.











Patrzeć na szczyty z sąsiednich szczytów. Ehhhh.

poniedziałek, 20 lutego 2012

Hemsedal#2.

Zaczyna się szkoła.
Tosia i inne rosomaki szusują na zjazdówkach, reszta towarzystwa na deskach.
Ale najpierw do wypożyczalni.


I na stok.



Marysia debiut na desce. Dobrze poszło, zwłaszcza, że instruktor po szwedzku zasuwał.








I jeszcze uczeń Kuba:


Pa, uczniowie a ja w długą jak Pipi.


Za to wieczorem- biegówki. Niech się zjazdówki przy nich chowają.
W rytm "Zaginionej autostrady".


Gdzieś tu Dawid Bowie I'm Deranged, umrzeć ze szczęścia można albo... zgubić skipass.
Wybrałam to drugie.


Koniec "Zaginionej autostrady".