środa, 1 lutego 2012

"Chwilami życie bywa znośne".

Ostatnio wspominaliśmy z Freyem dobry i ciepły film o Wisławie Szymborskiej. Nawet jest na YouTube.
Jedna z początkowych scen, nakręcona na Krakowskim Rynku, bodajże u Noworola.
Siedzą przy stoliku i kurzą faje pani Wisława i Katarzyna Kolenda Zaleska.
Szymborska zagaja:
-Pani Kasiu, czy lubi pani to co robi?
-Lubię, jeśli to coś fajnego. Ostatnio realizuję taki projekt o Wisławie Szymborskiej...
-Szymborska? To ona jeszcze żyje??? pyta zdziwiona noblistka.

No właśnie, że nie bardzo żyje, pani Wisławo, chciało by się dopowiedzieć w tej surrealistycznej konwencji.
A jeszcze parę dni temu żywo było w Norwegii Szymborską, za sprawą księżnej Mette Maritt, która zadedykowała jej wiersz "Notatka" córce Ingrid Alexandrze z okazji ósmych urodzin.

                                         Życie – jedyny sposób, żeby obrastać liśćmi,
łapać oddech na piasku, wzlatywać na skrzydłach;
być psem, albo pogłaskać go po ciepłej sierści;
odróżniać ból od wszystkiego, co nim nie jest;
mieścić się w wydarzeniach, podziewać w widokach,
poszukiwać najmniejszej między omyłkami.


Wyjątkowa okazja, żeby przez chwilę pamiętać,
o czym się rozmawiało przy zgaszonej lampie;
i żeby raz przynajmniej potknąć się o kamień,
zmoknąć na którymś deszczu, zgubić klucze w trawie;
i wodzić wzrokiem za iskrą na wietrze;
i bez ustanku czegoś ważnego nie wiedzieć.

Smutno.
Dziś zaplanowany podyżurowy wypad na narty. Misternie uknuty plan. Czekam w szpitalu na Kubę, który oddaje kluczyki do auta i dostarcza narciarski przyodziewek.
Wszystko cacy. Jadę na stok z jakieś 20min od Førde. Na parkingu wciągam haust mroźnego powietrza. Mmmmm, Norwegia! Tu się oddycha!
Otwieram bagażnik i...????
Ale gdzie są narty?
Kto i kiedy je wyciągnął? Zawsze jeżdżą na dachu.
Wracam do domu zahaczając po drodze o sklepy z lżejszą kartą Visa.
Będzie ekskluzywne śniadanie, a potem narty.
Płyta serów, chlebów, pasztecików... nowa płytka się sączy, właśnie herbata Kusmi dochodzi swoich 6 min.
Telefon ze szkoły:
-Możesz przyjechać po Staszka bo wyrżnął kolanem na lodzie i nie nadawa się do użytku szkolnego.
-Ok, zaraz będę.
Pies trącał śniadanie o 13.15
Z kolanem nie jest źle, zgina się w jedną stronę, tak jak trzeba.
Zjadamy śniadanie ze Staszkiem.
Za chwilę druga runda po Tosię.
Z Tosią do biblioteki. 
Wieczorem Staszek czyta to co wypożyczyłyśmy.



Chwilami życie bywa znośne. Fakt.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz