sobota, 31 marca 2012

Jak to z drewnem było...

Skrócony kurs obróbki drewna.
Najpierw trzeba przygotować warsztat pracy...


Nakreślić ołówkiem co trzeba...


Użyć dłutek, past, bejc... rąk, nóg...








Proste! Genialne!









Zamówienie gotowe do odbioru.


Po południu. Żadnych zdjęć! Plizzzz!
Ostatnie chwile w Kathmandu postanowiłam wchłonąć wszystkimi innymi zmysłami poza oczami.
Mam dość fotografowania.
Fajnie jest tak siedzieć bezczynnie na czerwonym ceglanym murku, wygrzewać się jak legwan na słońcu. Nawet wszechobecny kurz nie jest w stanie zepsuć nastroju.
Patan, takie miasto w mieście (Kathmandu) z wielkim placem handlowym i średniowiecznym rozkładem urbanistycznym.
Najlepsza na świecie herbata i noże kukri*, właśnie tu do nabycia.
- Chcesz poznać Edytę? Szefuje w galerii, tam gdzie te fajne czarno-białe kartki kupiłaś.
- Jasne, że chcę.
- No to idziemy.
Siedzimy z Edytą w knajpie na dachu i jest ekstra, to co tygrysy lubią najbardziej, spotkania w kosmosie...


Koniec wycieczki!

piątek, 30 marca 2012

Każdy święty chodzi uśmiechnięty.



Pashupati - to tu podglądamy obrządki...i klawisze same stukają chowania ale nic z tego, puszczania z dymem zmarłych.




Kilka "pochówków" jednocześnie w świętym miejscu, gdzie warto dotrzeć przed ostatnim westchnięciem... 
Z szerokimi oczami patrzyłam na zespół ambulansu wnoszący na na noszach kandydata do nieba i za chwilę wychodzący z budynku ze złożonym sprzętem i butlą tlenową pod pachą.
Ceremonia zaczyna się od golenia głowy pierworodnemu synowi...



Potem na dechy. Runda wokół stosu, w międzyczasie dary z różnej maści pokarmów, kwiatów... Pora na ogień.
Kupa dymu... resztki do rzeki... 







Koniec seansu. Następni czekają.
Ciekawe miejsce gdzie można stanąć twarzą (no może obiektywem) w twarz ze świętym.



a nawet ich zastępem...


(tu konkurencyjne fotowarsztaty z samego USA. Nazwisko dowodzącego fotografa nie zostało zidentyfikowane)


Wracamy do domu, przepraszam - hotelu. Zamiast świętych - święte krowy.



 (sorry dziewczyny, to nie o Was)


albo jakieś zielsko przy drodze...


czy też ultranowoczesna architektura, z symboliką szczęścia, postępu i takich tam...


Pa, pa śmieszni goście z aparatami...



Wielka stupa.

Stupa - jak podaje wikipedia - jest takim buddyjskim kopcem gdzie przechowuje się relikwie po Buddzie albo sutry. Prosta konstrukcja, żeby jej trzęsienie ziemi nie zmiotło, ma symbolizować doskonałe oświecenie, najwyższy stanu umysłu, kiedy człowiek jest szczęśliwy.
Boudhanath w Kathmandu jest najokazalszą w Nepalu.
Robimy parę podejść w różnych porach dnia. Idealne foto-miejsce, nawet ciekawsze od Lichenia.
Wstajemy chwilę po wschodzie słońca...














A po południu...
- ok, macie zadanie zrobić dobre zdjęcie oddające kultowy charakter stupy. Pielgrzymi z całego   świata robią tu rundy wokół, nawet przez cały dzień.


- Nuuuudyyy, takie zdjęcie to każdy głupi potrafi. Nawet policja nepalska sprawia wrażenie
  zdegustowanej.


 A może tak coś zupełnie z innej beczki...
 - Kombinujcie: ludzie... ruch... w koło... pielgrzymki... Może coś z czasem naświetlania? 
Przestawiacie na manual, mierzycie ekspozycję dla niedużej głębi ostrości... a potem   wydłuuuuużacie czas. Na ciągłym autofokusie ustawiacie tego kogo chcecie mieć "ostrego", reszta i tak się rozmyje. I ciągniecie go jak na muszce i ... pyk!
A jeszcze fajniej złapać nogi w locie.





Łatwo nie jest!





No ale tu, już całkiem przywzwoicie, gdyby tak jeszcze lepiej przykadrować ale takich rzeczy od leszczy się nie wymaga.