poniedziałek, 26 marca 2012

Nie lubię poniedziałków.

Jeszcze jest niedziela. Uciekamy od wszechobecnego stolicznego pyłu w góry Nagarkot.
-Jak będzie dobra przejrzystość powietrza zobaczycie Himalaje.
-A jak nie?
-No to nie zobaczycie. Z resztą zobaczymy.
...
- O jacież!!! Ale domki w tym hotelu:)




- Zrzucacie bety i idziemy na rekonesans po okolicy. Może będzie widać Himalaje.



No dobra, dziś nie wyszło. Ale jutro skoro świt pobudka i atakujemy znowu z tego samego miejsca.
Pola półkowe wyszły jak trzeba.
Teraz rundka po osadzie.

N





Lokalne biuro turystyczne. Po prawej przy drzwiach rozkład jazdy busów do miasta.



W drodze powrotnej spotykamy naszych znajomych braci, którzy niezmordowanie próbują nam opchnąć dzieła rąk własnych. I nawet chętnie wsparłabym nepalską przedsiębiorczość młodych, gdyby nie to, że złożyłam śluby- żadnych pamiątek!
No może z wyjątkiem noży kukri ale takowych nie mieli na stanie.
Jak się potem okazało owo spotkanie okazało się być punktem zapalnym do bardzo gorącej dyskusji na temat "Czym jest fotografia".





Czy chłopina jest w stanie stworzyć dzieło na miarę Ansela Adamsa kierując się li i wyłącznie intuicją?
"Chciałbym czasem znaleźć się w takim miejscu, gdzie bóg czeka tylko, aby komuś otworzyć migawkę."
...
Świt. Himaaaaaalajóóóóów nieeee wiiiiidać ale też jest z...e!




Śniadanie i w drogę.
PS. Na prośbę naszego celebryty-podróżnika małe sprostowanie do posta o Arcimowiczu:
W Wenezueli żaby i motyle łapała Iza Stachowicz.
Marek tylko słownie namawiał faunę, żeby się oddała po dobroci do słoików.
Iza- szacun!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz