sobota, 10 grudnia 2011

Sobota.

(chwilowy brak zdjęć).

Rano ustalamy szczegółowy plan działań:
1. Małe szybkie zakupki.
2. Nartki z dziećmi.
3. Zajęcia ogólnodomowe z akcentem na przygotowania świąteczne.
Najpierw sprawdzamy czy buty narciarskie z ubiegłego sezonu pasują- spodziewając się odpowiedzi.
Tosia na "tak", Stachu na "nie".
Modyfikacja planów, trochę większe szybkie zakupy w mieście, reszta b/z.
-Chciałbym mieć takie łyżwo-narty- rzuca z blazą Staś.
-Naprawdę chcesz?- upewnia się Kuba.
-Noooo, nieeeee wieeeem.
W mieście dzielimy się na zespoły; chłopaki po nartki, ja po resztę- znaczy się spożywczonalia i maszynę do szycia.
Mamy spotkać się przy aucie, kto pierwszy ten... kisi ogóra na mrozie.
Wchodzę do RIMMI (duże litery to nieprzypadkowo wciśnięty caps lock).
Łażę, ładuję do kosza z listy i z poza... Wtem... fatamorgana!
W lodówce masło, mało tego, że masło to jeszcze niesolone.
Zdarzenie z kategorii cudów przedświątecznych. Rozglągam się dookoła czy jakaś ukryta kamera nie obserwuje reakcji klientów (pewnie puszczają to na żywca w NRK1).
Ładuję 6 kostek licząc, że na kasie mi nie cofną bo obowiązuje reglamentacja.
Z miną pokerzysty wykładam na taśmę i wstrzymuję oddech, jak na bramce bezpieczeństwa na lotnisku.
Yes, yes, yes! Udało się.
Spodziewam się, że jak roztrąbię po znajomych Rimmi stanie się jednym z kultowych celów pielgrzymów.
Teraz maszyna.
Na fali entuzjazmu zahaczam o Panduro hobby defraudując kolejną pokaźną sumę.
Cytując klasyka (mojego teścia), kto bogatemu zabroni?
Docieram do auta ostatnia.
Stachu z nowym kompletem narciarskim: łyżwo-nartki z butami.
Doigrał się chłopak, z ojcem nie ma żartów. Teraz będzie musiał jeździć.
Kuba z całosezonowym karnetem na okoliczne wyciągi narciarskie+sezonowy karnet parkingowy w Langeland (tam gdzie na biegówkach suwamy).
Nie ma lekko, żeby się zamortyzowało trzeba śmigać w te i nazad.
Może w jakich zawodach w przyszłym roku wystartujemy:)
Małe szybkie zakupki, hmmmm... ale co tam!
Zadowoleni wróciliśmy do domu, zjedli obiad, załadowali sprzęt do wozu i pojechali.
Dzieci bardzo dzielnie wróciły po rocznej przerwie na stok.
Jeszcze bardziej zadowoleni rozkręciliśmy świąteczny warsztat ciasteczkowy.
Ale to już zupełnie inna bajka...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz