piątek, 23 grudnia 2011

Przepis na udane Święta.

-Tak naprawdę, to nie lubię świąt.
-Eeeeeeeee, przesadzasz, każdy je lubi- rzuciła teściowa.
- No i właśnie zepsułaś mi święta- dobił mnie Staszek.
-I prezentów też nie lubisz?- dołączyła zaskoczona Tosia.
-Tych nie lubię najbardziej, właściwie nie prezentów tylko ich nadmiaru. Wtedy nie umiem się cieszyć z jednej rzeczy. Szlag trafia przyjemność zdejmowania folijki z płyty albo kartkowania nowej książki bo... gonimy, gonimy, gonimy z następną atrakcją. Do tego sprowadza się ten maraton niezwykłości- co jeszcze, co jeszcze, co jeszcze?
Eskalacja oczekiwań.
Z drżącym sercem patrzę na minę Staszka, czy tym razem mu świeczki w oczach nie staną bo Tosia dostała jedną sztukę prezentu więcej... I nie ważne, że trzeba było obrączki zastawić w lombardzie, żeby facet dostał to o co wnioskował w liście pozostawionym na parapecie.
-A kuchnia wigilijna?
-No jasne, same faworyty (poza kompotem z suszu i karpiem w galarecie) ale ile można w siebie władować, żeby jeszcze było przyjemnie?
-A ciasteczka?
-Jakiś plusik (niewielki). Oczywiście, że uwielbiam je robić, zdobić, pakować, rozdawać ale smak znam na pamięć (niezłe) i mogę się obejść.
-Rodzina!
-Taaa, taaa... rodzina, rodzina nie cieszy gdy jest, lecz jeśli jej ni ma....
Sytuacja idealna: wielki dom, każdy ma swoją niszę... Siedzenie na kupie w pińset osób po prostu mnie dusi.
No i co tu zrobić, żeby sobie do końca nie obrzydzić Bożego Narodzenia?
Kolejny kurs wyczytany z gazety (nie tylko dla pań).
1. Nie zakładać, że przygotowane święta będą cudem.
Skądś to znam. Jedyne przygotowane perfekcyjnie Święta z haftowaniem na tę okoliczność granatowym obrusem w srebrne śnieżynki, jodłowe girlandy, kuchnia na najwyższym poziomie... skończyły się spektakularnym blamażem. Nawet nie pytajcie.
Najgorsze to wpaść w pułapkę oczekiwań swoich i bliźnich, żeby z jednej strony było jak drzewiej (wiadomo z wiekiem umysł podklorowuje nawet kolor śniegu z dzieciństwa) albo wręcz odwrotnie, życzymy sobie fetowania jak u Goździkowej z reklamy. Sterylnie czysto, ociekająca złotem choina do samego nieba, sącząca się nastrojowa muza i George Clooney w fotelu popija kawusię.
Błąd! Z góry zakładamy, że każda wtopka jest wkalkulowana efekt końcowy.
Ufffff, lżej od razu.
Co jeszcze możemy zrobić dla sprawy?
Wiadomo, różnych Bozia ma lokatorów, którzy będą bronić własnego (najczęściej prawicowego) światopoglądu niczym niepodległości i lewatywowac nim wszystkich do upadłego.
Nie zakładamy, że przerobimy delikwenta w anioła tylko zgrabnie przekierowujemy pana na ręczniki pytaniem : a jak chłopaki wypadli jako pastuszkowie w przedszkolnych jasełkach?
Grunt to dobry time management (u nas zawsze siada).
Wielkie planowanie zaczynamy miesiąc wcześniej, dobre pomysły spisujemy na kartce po czym połowę wywalamy od razu.
Uffff, znowu lepiej.
Każdy powinien wypowiedzieć się czego oczekuje na świątecznym talerzu.
Bankowo dzieci odmówią współpracy przy suszonych grzybach, kompocie z suszu, maku.
Poza tym gdzie jest napisane, że wszystko ma być hand made?
Prezenty.
Nie jest to kurs dla debili więc oszczędzę sobie "nie w ostatniej chwili, zamówić w internecie..."
"Nie zasypujemy dzieci (ani Frey Arlety) stosami zabawek.
Gdy kilkulatek nagle dostanie ich całą masę, nie wie tak naprawdę , co z nimi zrobić. Nie umie bawić się wszystkimi naraz, co prowadzi do zgrzytów wśród obdarowujących dorosłych.
Ważne jest również nieorganizowanie dziecku ciągłych rozrywek, Niech mas szansę się ponudzić, pobyć samodzielne. W dłuższej perspektywie największym prezentem dla niego będzie pozwolenie, by samo sobie zagospodarowało czas, nawet jeśli oznaczać to będzie wielogodzinne siedzenie przed komputerem czy telewizorem, Dzięki temu możemy zobaczyć, co nasze dziecko lubi naprawdę oglądać."
Nie organizujemy dzieciom czasu ale możemy zorganizować intelektualną rozrywkę dużym.
Rozdajemy karteczki z kwestionariuszem Prousta,  dajemy czas na wypełnienie, po czym odsłaniamy karty niczym XIX wieczni intelektualiści.

Proste prawda?
Może w przyszłym roku wypróbujemy wszystkie cenne rady.
Z życzeniami udanych Świąt piosenka.
Dla każdego- jego ulubiona.
Moja jest ta.
PS. Plan B spędzenia Świąt bez ciśnienia- dyżur!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz