poniedziałek, 19 grudnia 2011

Adwent, świeczka IV.

Wczoraj zapaliliśmy czwartą świeczkę, co oznacza rychłe Święta. Szaleństwo w zenicie, pakowanie ostatnich prezentów, które pójdą pocztą (kto się nie załapał, tego strata), ostatnie ciasteczka na tapecie (pierwsze wydanie pierników zdobionych lukrami plastycznymi, zdjęcia niebawem, bo mi pary zaczyna brakować).
Dziś znowu do pracy po przerwie i całe szczęście, bo nie muszę nigdzie gonić.
Po fajrancie wyprawa na pocztę i uffffff... jaka ulga, plan dopięty na ostatni guzik możemy wybrać się na nartki.
Bierzemy dzieci i zgarniamy Michała po drodze.
O jak dobrze wyluzować w tej świątecznej bieganinie.
Mamy cudnie oszronione drzewa wzdłuż tras biegowych.
Śmigamy do dziewiątej .
Zmienia się nasz stosunek do Świąt im dłużej tu mieszkamy.
Trzepaczkę do dywanów zamieniamy na sprzęt narciarski, tygodniowe wiszenie przy garach zastępujemy gotowymi mielońcami i kiełbaskami z szopu, popijamy gløggiem...
No bo gdzie jest napisane, że trzeba wypruć żyły żeby było ok?
Fajnie jest tak jak jest.
Jutro przylatuje z Finlandii Rafał, który będzie z nami świętował.
Za pięć dni przyjdzie Wigilijny Niedźwiedź.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz