sobota, 26 listopada 2011

Koniec tygodnia.

Dziś trzecie spotkanie na kursie foto i zajęcia w plenerze. I co z tego, że pada?
Najpierw oglądamy zdjęcia naszego pana prowadzącego i dyskutujemy. Jestem na tak, czy na nie. Jak na tak to dlaczego, a jak na nie to też dlaczego.
O 12 w teren i mamy udowodnić w czynie, że czegoś się nauczyliśmy.
Na parkingu przed szpitalem nakrywamy na gorącym uczynku pewnego gościa, który w czasie chwili naszej nieuwagi urwał się popracować. Taki rodzaj dugnadu.


I moja pierwsza woda "jak wata". Długo czekałam na tę chwilę:)




a tu "zamrożona woda"




"Krople jak diamenty"- jak to określiła jedna z kursantek.


Te same krople w otoczeniu:



Wariacje na temat wody:



Po zajęciach praktycznych omawiamy wszystkie foty i znowu, co na tak co na nie i dlaczego?
Uwagi Geira Olego, czyli okiem mistrza.
Swoją drogą fantastyczne zdjęcia przyrody gość pyka.
Na koniec tendencyjne pytanie podsumowujące: jak oceniacie kurs?
Dla mnie bomba (tylko jak to powiedzieć po norwesku?).
Każdy miał swoje pięć minut i mógł się wynaturzyć.
No i na samiusieńki koniec słowa mistrza na odchodne:
"moim celem było pokazać wam, że zdjęcie to coś co jest w głowie.
I jak załapiecie związek między czasem otwarcia migawki, a wielkością przysłony to resztę sami wykombinujecie".
Proste, genialne!
PS. Pani, która siedziała przed nami z wypasionym Canonem doszła do wniosku, że wolałaby mieć mój kompakt, natomiast moja refleksja- dojrzałam do lustrzanki. Głupio było mi zaproponować: to może się zamienimy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz