sobota, 12 listopada 2011

Koniec fruwania.

Sobota.
Pierwsze skrobanie szyb w aucie:




Dziś bez Kevina sama bujam się w chmurach.


Z Erikiem Bye na ogonie.


Kto zacz? Nie wiem. Z Erikiem się nie spotkałam, a nie ma Kuby więc nie ma kogo zapytać.
Ano zajrzyjmy do gazetki pokładowej. Norwegian wpadł na pomysł upamiętnienia w ten sposób ikon skandynawskich. 


No i wszystko jasne!
Zatapiam się w gazetki kupione na lotnisku. Ten zapach farby drukarskiej, nie do podrobienia.
Oho, znajome klimaty


Przepraszam... miał być kolor.

Za chwilę lądujemy.
"My to wszystko przefruwamy"- jak mawiali Wniebowzięci, tak też i ja uczyniłam.
Dzięki łańcuchowi ludzi dobrej woli mogłam oderwać się od ziemi (dosłownie i w przenośni).
Kubie, dzieciom, babci, dziadkowi, siostrom Sistars, wszystkim logistom od przerzutu kiełbasy, przyjaciołom, rodzinie rodzonej i przyszywanej... dziękuję.
Było bosko!


1 komentarz: