poniedziałek, 19 września 2011

Sinnataggen

Jest miasto- Oslo. W mieście Oslo jest park, park Vigelanda. W parku Vigelanda jest rzeźba (niejedna, całe stado, będzie jak obszył ponad 200 szt.). Rzeźba szczególna.  Sinnataggen, co po naszemu możne oznaczać: rozsierdzony.
Co gówniarza tak rozsierdziło? Koncepcje są różne, że niby niedaleko stoją spleceni w miłosnym uścisku mamusia z tatusiem i nie zważają na potomka.
 Wieść gminna głosi, że do szkicu postaci rzeźbiarz użył podstępnie swego krewniaka, którego wabił czekoladą przed nosem, a potem chował za plecami.
Niekrasnoludzkie!
Tak sobie siedzę dziś w pracy i nagrywam co widzę... Aż tu nagle... Sinnataggen stanął mi przed oczami. Pewnikiem się bidaczek pochorował to trzeba mu było pyknąć fotkę ale żeby O, jaki świeżutki,                              
wczorajszy. I ta sama poza. Przypatrzmy się dokładnie, co mu może być.
 Zdecydowanie brakuje mu drobnych kości w rękach i stopach, zupełna norma dla wieku, na razie chrząstki, które przepuszczają promienie rentgenowskie dlatego ich nie widać. Jakieś takie ciemne te płuca... a pewnie jeszcze się dobrze nie rozprężyły.
Na następnych fotkach rozsierdzony mógłby skakać na skakance, jechać na rowerku albo gonić za motylkiem.
Mógłby też siedzieć w kucki i przyglądać się mrówkom.
Mógłby... gdyby urodził się żywy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz