sobota, 11 maja 2013

Ikea.


Pobudka 4.30. Nie to, że lubię o tej porze budzić ptaki ale... to zupełnie inna bajka... wiązany interes iluśtam zainteresowanych. Przekręcam klucz w stacyjce i kierunek Bergen. Najbliższe 3,5 godziny w aucie.
Najpierw lotnisko, pierwszy zainteresowany zdąża na samolot.
Dwie następne zainteresowane zdążają na początek śniadania w restauracji Ikei o 9.30. 
Godzina 10.00 otwarcie sklepu.
- no bo ja tu proszem panią... w sprawie reklamacji biurka co to się podnosi do góry i obniża...
(jestem znakomicie przygotowana do sparowania każdego ciosu ze strony personelu)
- co nie działa?
- No nie da się na dół...
- Motor?
- No nie wiem, nie znam się...
- Panie Zenku, nowy motor do biurka Galant, sztuk 1.
- A jak to nie motor tylko co inne?
- Motor, motor one najczęściej wysiadają. Jakby co masz kwit z kasy jest ważny jako gwarancja 10 lat.
Ha det bra! Następny proszę...
- Ale...
Reklamacja załatwiona bez żadnego tłumaczenia w ciągu 16 sek.
Klient zadowolony (zgodnie z taktyką firmy) zostawia kolejną okrągłą sumę na drobnych wydatkach
Opowiadam tę historię przy stole na przyjęciu urodzinowym Aleksandra.
- No tak właśnie jest, idziesz kupić cośtam i wychodzisz ze świeczkami...
- Ha, ha, ha - niesamowite ale każdy wspominając o nieplanowanych zakupach w Ikei zawsze na pierwszym miejscu wymienia świeczki (potem serwetki).
Byłam twarda, żadnych nowych świeczek (ani serwetek) nie mam na kwicie z kasy:)
I tak do nas wrócisz... (po świeczki i serwetki)  w domyśle copywriterów firmy.


Na razie, zaplanuj następną wizytę na www.IKEA.no

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz