piątek, 6 czerwca 2014

Dzieki Bogu juz piatek.

Tosia - poleciala, Tosia - przyleciala. Mnostwo wrazen ma do opowiedzenia. Warszawa, Paryz, Disneyland, podroz autokarem, golab na glowie... Pamietala o prezentach, kartkach do dziadkow.
W tym samym czasie, w tych samych szerokosciach geograficznych tylko nieco wyzej na polnoc... Poza zyciem szpitalnym nie istniala zadna inna rzeczywistosc. Prosto z lotniska Tosia do szkoly, ja na dyzur. Byleby wytrwac do 22, a potem niech sie dzieje co chce. Padam ze zmeczenia.
Dzieki Bogu juz piatek, dzien wolnego. Mam do zalatwienia kilka drobnych spraw, a potem juz tylko mam siebie dla siebie. W koncu, po paru miesiacach gonitwy, czas na zrobienie pazurow, fryza, maseczki. Mmmmmm... jak sie szybciutko uwine to obiecuje sobie polezec do gory brzuchem z ksiazka. Rano wysle dzieci do szkoly i juuuuuupiiiii!
- Halooooo, mozesz przywiezc mi do szkoly stroj na w-f bo zapomnialem.
Ja.... Trudno, rezygnuje z pazurow. Szybko fryz, makijaz, szpilki (juz zdazyly sie przeterminowac poutykane w roznych pudlach) kiecka i tup, tup, tup do auta.
Najpierw szkola, potem szpital gdzie mam do obdebnienia kurs gaszenia pozarow. Tup, tup, tup...
zdazam. Pierwszy pozar ugaszony.




 Teraz tylko dwa zalegle opisy rezonansow i po Staszka, ktory ma termin u ortodonty. Zagadalam sie chwile w pracy i time management znowu siada.
Tup, tup, tup do auta, do szkoly, Staszek do wozu i do pani doktor. Niczym pan Wolf zdazamy punktualnie (mam nadzieje, ze zadna fotokamera nas nie wychwycila). Kolejny pozar za nami.
Teraz eleganckie buty dla Stacha, ktory w przyszlym tygodniu ma oficjalne przyjecie na zakonczenie szkoly podstawowej. Drzemy w korku do centrum handlowego na koncu miasta.
- Stachu podobaja ci sie te buty?
- Nie.
- No to co, nie bierzemy?
- Bierzemy i juz wychodzmy, dobra?
Sa buty i eleganckie i eleganckie trampki. Stachu wziety z zaskoczenia pozwala kupic sobie krotkie portki i sweter do trampek. Odbylo sie bez wiekszej walki. Uffff.
Snujemy sie do domu w sakramenckim korku, dzis zaczyna sie dlugi weekend. Kto moze wybywa z miasta. My tez mamy taki plan.
Z nudow Stachu tworzy selfie.



Docieramy do domu kolo szostej. Nie mam sily na nic. Jak mawia moj tesc: tak to jest z planowaniem. Mialem sobie pierdnac, a sie zesralem.
Moze w nastepnym tygodniu po dyzurze... sie uda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz