Jutro święto, wszystkie sklepy pozamykane więc ostatni rzut na taśmę z zakupami.
Poza spożywczonaliami (standardowy zestaw białych serków, wędlin, powideł śliwkowych i herbaty Chelton) właściwie niczego nie potrzebuję.
No ale ta kompulsja....
Docieram na Garbarską do sklepu dla hobbystek i ugrzęzam w czasie.
Wieczorem mam dotrzeć razem z Olą do Anki na babskie gadanie.
Wpadam do Oli, tak tylko na moment, żeby z Krisem niedźwiedzia zrobić i... niespodzianka za chwilę wpadnie Gosia z Szymonem (środkowa latorośl), a za dwie chwilki Benon z Joanną Józefiną (ich najmłodsza lady).
Gadu, gadu... telefon ponaglający od Kryśki, którą mamy zgarnąć po drodze.
Jedziemy po K przy okazji poklepać jej małżona i pomachać dzieciakom.
W końcu docieramy do Anki. Stary na dyżurze więc nie ma kogo poklepać.
Progenitura z nienagannymi manierami dyga nam na powitanie.
Zuzia najstarsza córka Anki, była pierwsza wśród "naszych dzieci".
Gadamy (no dobra, czasami dopuszczam kogoś do głosu), pijemy, jemy... rozwalam pełny wina kieliszek:(
Biedna Ola ledwo żywa, wróciła z koncertu Zaz we Wrocławiu, no i po nocy została naszym trzeźwym szoferem.
Po odwaleniu rodzinnych działań logistycznych dociera Gosia.
Kontynuujemy ww. czynności. poza rozwalaniem kieliszka.
Koło północy stan Oli jest na tyle poważny, że postanawiamy się pożegnać z gospodynią.
Jeszcze tylko runda po Krakowie i... Ola jest wolna.
Duży wyczyn z jej strony!
Dziękuję.
PS. Zaproponowałam Ance, żeby następnym razem mnie zakneblowała na początku spotkania.
a herbatka Chelton to żółta czy czerwona??
OdpowiedzUsuńHmmm, nie pamiętam dokładnie.
OdpowiedzUsuńMa być liściasta i nie earl grey.
Są dwie albo trzy prawomyślne wersje (szkocka, królewska i chyba śniadaniowa).
Pozdrowaśki.
Arleta&Freye.