Dziś napięty plan.
Zaczynamy tradycyjnie od Kevina Mc Chmura i domów marzeń.
Ehhhh własny dom, zadumałam się między chlebem ze smalcem a wiejską kiełbasą.
Teraz do zaprzyjaźnionego zakładu fotograficznego. Jest dziesiąta. Otwierają o 11.
-Idziemy do muzeum na Pomorskiej- decyduje dziadek Krzysiek.
-A co to za muzeum?
-Muzeum gestapo!
-Odmawiam współpracy.
-Aaaa chodź! Musimy jakoś zabić czas.
Całe szczęście ekspozycja nie jest duża. Na koniec pan kustosz proponuje do obejrzenia "telegestapo".
-przepraszam co? bo nie dosłyszałam.
-telegestapo
-a co to jest?
Tu wkroczył dziadek do akcji -CELE GESTAPO!
A nie, to my dziękujemy.
Do widzenia.
Teraz na Williama Turnera-malarza żywiołów.
Iiiiiiiii, jakby mu się akwarelki na papierze rozlały. Jak ma zachwycać skoro nie zachwyca!
Prawdziwym malarzem żywiołów jest wujek Józek- skwitował ojciec.
Zawiesiłam się na filmie o malarzu, ładne rzeczy też malował ale do Krakowa nie dotarły.
Koniec końców docieram do Kasi.
Dostaję nowe druciki na zęby, niczym Hannibal Lecter.
Umawiamy się na kawkę, jutro na Kazimierzu.
Pa, pa... lecimy dalej.
Dziś kuchnia polska. Obiad u "Babci Maliny" vel Meliny (jak została ochrzczona przez dziadka).
Rozmach jaki wzięliśmy zabił nas.
Barszcz z uszkami i schabowy o fi 30cm ze smażonymi plastrami ziemniaków i zestawem surówek.
Śmierć w męczarniach była zasłużona.
To jeszcze nie koniec atrakcji. Kultura przede wszystkim.
Utagawa Kuniyoshi.
Tym razem strzał trafiony! Drzeworyty i malarstwo z XVIIIw. będące takim ówczesnymi blogami. Dosłownie "obraz przemijającego świata", plakaty do spektakli teatru kabuki, portfolia kurtyzan, mapy przez góry z zaznaczonymi miejscami odpoczynku, czy też uwiecznione zemsty roninów.
Zdecydowanie warto.
Dość na dziś.
Jeszcze tylko wzorcowa szarlotka od Noworolskiego i zgon.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz