niedziela, 6 listopada 2011

Liście.

Niedziela.
Kaśka, kultywując jesienne tradycje ludowe, zaprosiła koleżanki na darcie pierza.
Przyszły Justyna i Kasia.
Justyna przyniosła kiełbachę z czochem i kaszanę. Kaśka odżałowała chleb na tataraku.
Zamiast darcia pierza czy czego innego kobity piekły pierniki. W międzyczasie Kasia zaznajomiła nas z ideą bransoletek z koralików.
Bransoletek z historyjką w tle i ideą na planie głównym.
Historyjka o tym jak spotkała Sophie (bodajże Belgijkę) i została zaszczepiona ideą wyplatania.
Nie są one tylko biżuterią o wartości 20pln sztuka, są cegiełką na miesięczne utrzymanie dziecka gambijskiego w szkole. Wliczając mundurek i podręczniki.
I jak powiedziała Justyna, że gdyby została poproszona na ulicy o wsparcie akcji, pewnie miałaby opory. Natomiast osoba Kasi związanej niewidzialną nitką z Afryką jest gwrancją wiarygodności.
Justyna i Kaśka podpaliły się do przetwarzania koralików i sznurka na bransoletki.
Nie ukrywam, że mnie też kusi. Kogo jeszcze?
Można pogrzebać na fejsie pod hasłem Ten to One,
Myśl zaczęła kiełkować.
Za to Justyna wyśpiewała nam inną historię...
Jest taki projekt jej rodzonej szwagierki, która postanowiła zreanimować pieśni kurpiowskie tak żeby Karol Szymanowski w grobie się nie przewracał.
Pogadała z muzykami, śpiewakami klasycznymi, chórzystami białymi (nie mylić z chórami Aniołów) i już za chwilę wyjdzie płyta.
Justyna też tam jest.
Miałam przyjemność zapoznania się z wersją demo i... czekam na prezent pod choinką.
Potem szybciutko do pociągu, bo jak zwykle się zagadałam i zrobiło się hektycznie...
Mając 3 minuty do odjazdu pociągu, zrezygnowana poprosiłam bilet na następny.
Na co pani w okienku z miną pokerzysty:
- jak pani zacznie biec 18 po to pani zdąży. Leć już pani!
Jak powiedziała tak się stało, zębami złapałam za klamkę.
W pociągu studiowałam kompendium Nikona, to co tak ładnie wydane:)
Bitwa z własnymi myślami:
... no ale te liście i tak mi nie wyjdą w tym kolorze co w realu. Ten żółto-złocisty, znowu pewnie kupa na zdjęciu.
Liście, motyw przewodni tego pobytu. Włażę w każdy zgrabiony kopiec. No i ten zapach. Jak w parku w Rejowcu, w czasach prekambryjskich. Było tyle liści, że mogłyśmy się całe w nich zakopać.
Szkoda, że żadne zdjęcie się nie uchowało.
Całe Łazienki wyłożone złocistymi dywanami. Tego też mi brakuje w Norge.
Dlaczego robisz zdjęcia? tłucze mi się po głowie.
No właśnie dlatego.
Arleta.


1 komentarz:

  1. Jak to nie zdjęcia są na papierze nawet chyba kolor- zacznę poszukiwania gdy wszyscy wyjadą a jeszcze nie przyjechali podobno są w drodze.Ja skończyłem słynny pasztet ,Iwona dowiedziała się z czego są tak smaczne pasztety gdy byliśmy ostatni raz w Krakowie teraz czekam na telefon z gabinetu i wyjazd po zastępcę szefa kuchni bo chyba już mi to lepiej wychodzi szczególnie pasztet.Przez 2 dni robiliśmy z Heńkiem przecinkę lipy tej największej koło uli a w niedługiej przyszłości fachowcy muszą wyciąc świerk ten koło lipy bo zaczyna się chylic w kierunku werandy.Wys.jego jest ponad 20 m.Pozdrawiamy.

    OdpowiedzUsuń