wtorek, 22 listopada 2011

Fotokurs.

Dziś napięty program.
Napiął się sam rano, kiedy okazało się, że jeden aparat USG jest uszkodzony i powinnam "badać trochę szybciej", żeby zdążyć ze wszystkimi pacjentami z listy.
Na dokładkę doszło paru "ostrych".
Ano zobaczymy co da się zrobić.
Z dużą pomocą Sary dotarliśmy szczęśliwie do mety.
Zużycie energii własnej dało się odczuć.
W domu lekcje z Tosią, też w trybie przyśpieszonym (bez wycierania setny raz gumką, żeby uzyskać idealne litery, jak tata) bo od piątej...
Kurs fotografii w wydaniu norweskim. Głównie Staszek jest uczestnikiem, idę jako osoba towarzysząca.
Pan prowadzący jest w pierwszym wcieleniu pielęgniarzem na bloku operacyjnym, a po godzinach entuzjastą fotografii.
Udaje nam się dotrzeć na czas do audytorium szpitala.
Jak to na kursie dla lajkoników na afiszu ogłoszeniowym jest napisane: "nieważne jakiego aparatu używasz..."
Jesteśmy jedynymi, którzy bawią się kompaktami:)
Pani, która siedzi przed nami ma lustrzankę Canona, z najwyższej półki i jak sama stwierdziła: używa tylko funkcji auto, bo się za bardzo nie zna.


Na początek, oglądamy 10 najlepszych zdjęć każdego z uczestników, z komentarzem autora.
Nas to nie dotyczy bo wskoczyliśmy w ostatniej chwili na listę i byliśmy niedoinformowani.
Tu znowu ukłon w kierunku pana nauczyciela z kursu Akademii Nikona,
potwierdza się, że to co nam się podoba jest zadrukowane sensorycznej korze mózgu i podyktowane korzeniami kulturowymi.
Przemyślenia socjologiczne: dlaczego takie nuuuuuuuuuudne zdjęcie może się podobać.
I jakby reb Tewje w głowie odpowidał: TRADYSZYN!
Poznajemy katechizm fotografa, wprowadzamy  go w czyn:


Jakby ciemniej się zrobiło po naciśnięciu paru guzików.

Czuję różnicę między norweskim, a polskim kursem.
Przesłanie pierwszego (takie mam wrażenie): Masz jakiś (czyt. wypasiony) aparat, my ci tu pokażemy coś czego nie chce ci się czytać w instrukcji obsługi, pare bazowych wiadomości ("tommel regler"- reguły kciuka) i wio w plener. Nie ma co teoretyzować za dużo.
Akademia Nikona dzieli tematycznie, właściwie powinnam napisać chirurgicznie preparuje tkanki warsztatu fotograficznego: podstawy fotografii, obsługa kompaktu i lustrzanki jako oddzielne kursy. Mało tego lustrzanka ma wersję dla cieniasów i profesjonalistów.
Lampy błyskowe? Proszę bardzo, osobny kursik.
Jak widać profesjonalne podejście teoretyczne.

Cztery godziny minęły. Zadanie domowe na piątek: wykorzystać praktycznie to czegośmy się dziś nauczyli i przynieść na zajęcia w formie; zdjęcie przed i zdjęcie po.
A tymczasem w domu... nowy zawodnik dołączył do ligi ozdabiaczy pierników:


Towarzyszyła mu reszta rodziny:


Zaczynamy przechodzić na zawodowstwo, a to dopiero rozgrzewka.
Pozdrowaśki
Arleta i Freye.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz