wtorek, 15 listopada 2011

Fetorek.

Wczoraj powrót na ziemię. "Do roboty, do roboty" jak mawiał Kramer.
W tym tygodniu zostałam obsadzona w USG. Sara zaoferowała się ze wsparciem merytorycznym.
Tydzień przerwy z norweskim zrobił swoje. Oj nie da się tak szybko jak po polsku, nie da.
Całe szczęście towarzystwo wyrozumiałe i pomocne więc dobrze mi się pracuje.
Dziś rozpoczęliśmy sezon piernikowy. W lodówce czeka ulepione ciasto, jutro pieczemy.
Entropia w kuchni rośnie w zastraszającym tempie od momentu, kiedy postanawiamy "coś" razem zrobić.
Fury mąki wszędzie, ciągle coś się lepi, klei...
W międzyczasie runda ze Staszkiem na kali, po drodze zakupy (tym razem zabrakło mąki i miodu)
Po odpaleniu dzieci do spania (przy pomocy Misia i Tygryska z Panamy) włożyłam buty na nogi i w galop.
Tu niestety też wyczuwalna przerwa w kondycji. Zwalam na mróz, że niby ciężko oddychać.
Ale wystarczy wyjść z cieplutkiego domu i zacząć biec... od razu robi się fajnie.
Potęga endorfin!
Potem wrzący prysznic i cieplutkie łóżeczko. I... dobranoc.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz