Zaryzykuję stwierdzeniem, że tu w Norge nawet wznioślej traktowany niż same Boże Narodzenia.
Pisałam kiedyś tam (w Ny i Norge) o świeczkach, fioletach, odliczaniu...
Historia zatacza koło, znowu wyczekujemy odfajkowując kolejne dni w kalendarzu.
Po południu odbieram paczkę od przyjaciół z Oslo.
Ale fajnie, lubimy pocztę. Lubimy dostawać paczki, listy, kartki (nie dotyczy korespondencji służbowej)...
no i jeszcze przesyłka od naszej przyszywanej rodziny!
Najlepszy prezent numer 1. w kalendarzu adwentowym- tak sobie pomyślałam.
Otwieramy i.... szczęka mi opada:
Tosia szybciej otwieraj!- to Stachu.
Pierwszy prezent należy do wszystkich Freyów.
Parammmm, jest!
Wzruszamy się wszyscy.
Dzwoni Kuba (z dyżuru), opowiadamy mu detalicznie co i jak.
Dołącza się do wzruszenia:)
Palimy świeczki, odliczamy dni do Świąt, myślimy ciepło o bliskich.
PS. Aby historia zatoczyła okrągłe koło dostałam kolki nerkowej i w ramach kolejnego prezentu przyjęłam zestaw moich ulubionych dragów po których dostaję odlotu.
Nie ma to jak dobrze zacząć Adwent.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz