Gdy jubilat otworzył oczy, skończył 11 lat i mógł rozpakować prezent.
Ciągle te momenty wywołują u mnie skurcze w brzuchu. Trafiony czy zatopiony?
Na wszelki wypadek zwiałam do pracy po winszowaniach.
Godzina 14.30 dzwoni jubilat:
-Hej, tak sobie pomyślałem, że skoro mam dziś urodziny to mogłabyś podrzucić mnie do domu autem bo mi się nie chce iść ze szkoły.
-??? Ale Stachu ja jestem w pracy i nie mogę tak sobie wyjść.
-Aaaa, to sorki, tak sobie tylko pomyślałem. Pa.
Nie powiem, osłupił mnie na chwilkę... Dryńńńń- jubilat znowu na linii.
-Sorki, że Ci przeszkodziłem w pracy. I dziękuję za prezent, bardzo mi się podobał. Miłego dnia, pa.
Ufffff, udało się tym razem. Zestaw do rysowania mangi (taki z różnymi ołówkami, szablonami, manekinem i instrukcją krok po kroku) i książka dla marzyciela.
(Informacja operacyjna dla Isi, ubiegając pytanie czy taką już mamy.)
Po południu szykujemy jutrzejsze balety dla całej klasy, w sali gimnastycznej.
Nikt się nie obija.
Standardowe menu:
Trochę mniej w standardzie norweskim:
Teraz prace precyzyjne:
PARAMMM:
No i na koniec coś absolutnie nienorweskiego a bardzo frejowego. Słynny tort babci Malenki.
Ale ten czeka na koneserów smaku do niedzieli.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz