Ostatni dzień kursu z ultrasonografii. Piszemy test końcowy i jeszcze ankietę podsumowującą (evaluerinsskjema).
Z góry patrzy na nas Gerhard Armauer Hansen (5x3m) ten od prątka, nie mylić z prątkiem Kocha co wywołuje gruźlcę (p.Hansena robi trąd)
Ostatnie pytanie ankiety: czy coś jeszcze chcesz dodać od siebie odnośnie kursu?
Tak, zdecydowanie chcę coś powiedzieć... ale norweskiego mi zabrakło.
Kurs o najwyższym standardzie kształcenia sponsoruje na spółę szpital (opłata za uczestnictwo i wyżywienie, nie dotyczy alkoholu) i izba lekarska (bilety na każdy rodzaj komunikacji, również lotniczą i noclegi w hotelu).
Wcześniej dostajemy mailem grafik wykładów i plan dotarcia do szpitala Haukeland (czyt. kliniki w Bergen).
Kurs ma swojego prowadzącego, który czuwa aby wszystko odbywało się zgodnie z rozkładem jazdy. Zapowiada mówców, pilnuje żeby nie przedłużali bo tu właśnie pora lanczu się zbliża i takie tam.
Faktycznie, żadnej wtopki i jednocześnie przyjazne człowiekowi. Są wśród nas dwie mamy karmiące. W czasie przerwy (lub wykładu) tatusiowie dostarczają zainteresowane laktacją oseski co nikogo to nie dziwi.
Najdłuższa przerwa (koło godziny) to lancz, dla wyznawców różnych religii (sic!). Do wyboru koszer, non-koszer, vege.
Dzisiaj cztery wykłady i egzamin testowy: prowadzący proponuje abyśmy zaczęli rozwiązywać sami, jeśli nie wiemy to możemy skorzystać z zeszytu kursu albo ostatecznie konsultować się z sąsiadem byleby nie przeszkadzać innym.
Przed drugą kończymy. Gonimy do hotelu po walizki, potem na dworzec autobusowy i do domu, do domu, do domu.
PS. Jeśli chodzi o życie hotelowe, na razie passssss! Jak powiedział Krzysztof Materna o zespole Szkwał to samo mogę powiedzieć o hotelowej jajecznicy na bekonie.
Pozdrowaśki.
Kurs ma swojego prowadzącego, który czuwa aby wszystko odbywało się zgodnie z rozkładem jazdy. Zapowiada mówców, pilnuje żeby nie przedłużali bo tu właśnie pora lanczu się zbliża i takie tam.
Faktycznie, żadnej wtopki i jednocześnie przyjazne człowiekowi. Są wśród nas dwie mamy karmiące. W czasie przerwy (lub wykładu) tatusiowie dostarczają zainteresowane laktacją oseski co nikogo to nie dziwi.
Najdłuższa przerwa (koło godziny) to lancz, dla wyznawców różnych religii (sic!). Do wyboru koszer, non-koszer, vege.
Dzisiaj cztery wykłady i egzamin testowy: prowadzący proponuje abyśmy zaczęli rozwiązywać sami, jeśli nie wiemy to możemy skorzystać z zeszytu kursu albo ostatecznie konsultować się z sąsiadem byleby nie przeszkadzać innym.
Przed drugą kończymy. Gonimy do hotelu po walizki, potem na dworzec autobusowy i do domu, do domu, do domu.
PS. Jeśli chodzi o życie hotelowe, na razie passssss! Jak powiedział Krzysztof Materna o zespole Szkwał to samo mogę powiedzieć o hotelowej jajecznicy na bekonie.
Pozdrowaśki.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz