Mimo tego, że każdy dzień był niespodzianką i to z cyklu "Seria niefortunnych zdarzeń", fajnie było.
Tosia została najbardziej poszkodowana, bo tylko jeden dzień białego szaleństwa.
Powody dla których warto było wyjść z domu:
1. Wyjeździliśmy się jak głupi na nartach (poza Tosią).
2. Stachu nabrał szlifów na desce.
3. Kuba został specjalistą od deski.
4. Dzieciaki spędziły ferie z kuzynką Marysią.
5. Można było poczytać książki bez sensu ( i bez wyrzutów sumienia). Np. "Wyspa niesłychana" Mendozy. Nie polecam! Nie umywa się do damskiego fryzjera.
6. Nie trzeba gotować obiadków.
7. Można było pobujać w obłokach na szczytach o wys. 1500m i gapić się na sąsiednie. Prawie jak w filmach Miyazakiego.
8. Bezkarnie pogapić się z dziećmi w tv. albo komputer (kto pamięta jeszcze Boulder Dasha na Atari?)
9. Popykać trochę zdjęć.
10. No i najprzyjemniejszy moment związany z narciarstwem alpejskim- zdjąć te cholerne buty. Przyjemność bezcenna.
I za Jerzym Mordelem, powtarzamy: ZADOWOLENI!
8. Bezkarnie pogapić się z dziećmi w tv. albo komputer (kto pamięta jeszcze Boulder Dasha na Atari?)
9. Popykać trochę zdjęć.
10. No i najprzyjemniejszy moment związany z narciarstwem alpejskim- zdjąć te cholerne buty. Przyjemność bezcenna.
I za Jerzym Mordelem, powtarzamy: ZADOWOLENI!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz