Wróciłam z dyżuru, po którym jedyne o czym marzyłam to zasnąć i nie obudzić się.
Usiadłam na kanapie, uwiedziona skądś znajomymi dźwiękami.
-Na co patrzymy? zapytałam teścia
-aaaa jakiś gościu cieniutkim głosem wyśpiewuje w islandzkich plenerach, oglądaliśmy to z Kubą wczoraj, dziś idzie powtórka.
-Sigur Ros!
-aaaa może, nie wiem, nie znam się ale ładne landszafciki w tle.
Jak usiadłam już nie wstałam. Umarłam ze wzruszenia.
Film Heima zaczarował i wciągnął do wnętrza. Jest to zapis trasy koncertowej specjalnie dla Krewnych i Znajomych Królika, który został zarejestrowany w 2006 roku przez jednego fana, nie byle jakiego z resztą.
Dean deBlois, Kanadyjczyk, jego największy wyczyny to oskarowe nominacje za animacje do Lilo i Stitch i Jak wytresować smoka.
Chłopaki grali w kosmicznych miejscach, wyludnionych plenerach dla wszystkich, którzy mieli ochotę posłuchać, nie ważne czy przedszkolaków czy leciwych babć i dziadków.
Bez zapowiedzi ani biletów zabierali w kosmos dźwięków różnych, towarzyszyły im żeńska sekcja smyczkowa, lokalny chór wiejski, czy miejscowe dęciaki.
Poszczególne kawałki poprzeplatane są opowieściami o Islandii, krewnych, muzyce, podróżach, korzeniach, czyli tym co sercu najbliższe. Takie nadzwyczajnie zwyczajne.
Historia artysty samotnika, który tworzy marimby czyli kamienne cymbały. Chodzi po wzgórzach, opukuje łupki wsłuchując się w wydawane dźwięki, po czym układa w szereg i przy pomocy stuletnich łodyg rabarbaru, zasadzonych jeszcze przez jego dziadka, wyczarowuje melodie.
Do jednego z koncertów Sigura stworzył specjalny instrument, efekt imponujący.
Przez cały film miałam wrażenie, że czuję podskórnie Islandię. Tristeza to dobre określenie, zwłaszcza w połączeniu z tą chmurką na koszulce.
Heima to prawdziwy majstersztyk, duch miejsca wyczuwalny w każdym momencie.
A z resztą co tu dużo gadać, zobaczcie sami: Heima
Miało być jeszcze o Steinarze Bragi, muzyce made in Island...
Pozdrawiamy cieplutko
Arleta i Freye.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz