niedziela, 26 maja 2013

Komunia Tosi.


Tosia ma komunię.
Od tygodnia przyjmujemy gości z Polski, a detalicznie z Krakowa.
Są dziadkowie, ciocia Bogusia, ciocia Bożenka, Isia z Piotrkiem, Maćkiem i Rafałem. Trochę potem docierają goście z wielkiego świata: Ewa z Kaiem z Niemiec i Joanna z Jukeju.
W sobotę przed komunią witamy reprezentację ze Szwecji.
Nad ranem w niedzielę - dziadkowie z Rejowca, Kaśka i Jowita.
Aaaaa... i jeszcze goście (właściwie gościówy) z południa Norwegii: Aneta z Sonią.
W sumie poza Tosią jest jeszcze siedmioro dzieci, które pierwszy raz przyjmują komunię.
Wzruszająco było.
Niejeden tusz do rzęs nie wypadł dobrze w teście konsumenckim.
Miałam w imieniu rodziców podziękować księdzu za przygotowanie dzieci i... też mi się udzieliło jak zobaczyłam ćwieki w oczach zebranych. Do tej pory sprawdzałam się w tekstach wesołych, tym razem nic śmiesznego nie przychodziło mi do głowy.
- Masz jakieś zdjęcia?
- Ja, nie. Nie miałam głowy. Ale wypożyczam Łukaszowe: komunia Tosi


piątek, 17 maja 2013

17 maja.


Dziś Święto Narodowe, dzień uchwalenia konstytucji.
Jakoś te duże litery po norwesku po prostu nie pasują. Nic ani nikt nie jest na tyle ważny, żeby zużywać wielkie litery w klawiaturze.
Po krótkiej dygresji o swojskości i prozaiczności norweskości przechodzę do wątku głównego.
Zazwyczaj huczne obchody (sic! jedne, jedyniutkie w całym roku) spędzamy razem z dziećmi w pochodzie, a potem na grach i zabawach dla dużych i małych. Każda szkoła przygotowuje wyszynk - mamusie pieką ciasta, przynoszą kawę i herbatę w dzbankach, które można sobie kupić (od siebie np.)
W tym roku mi się upiekło. Dyżur w fabryce.
Żadnego pochodu z orkiestrą.
Ale... jak się okazało orkiestra i część pochodu przyszła do nas: załogi fabryki i pensjonariuszy na kuracji.
Kto mógł stłoczył się w korytarzu wejścia głównego, ci co kiepsko mogli - zostali dowiezieni w wózkach siedzących lub łóżkach.


Ehhh... piękny koncert orkiestry dętej.
B. pewnie popłakałaby się ze wzruszenia. Dziś nikt nie może czuć się samotny.


poniedziałek, 13 maja 2013

Waiting for the sun.

Jaki może być pożytek z deszczu?
Czasami może pojawić się tęcza. Taka ładna pocztówka przez okno w trakcie obiadu.


sobota, 11 maja 2013

Ikea.


Pobudka 4.30. Nie to, że lubię o tej porze budzić ptaki ale... to zupełnie inna bajka... wiązany interes iluśtam zainteresowanych. Przekręcam klucz w stacyjce i kierunek Bergen. Najbliższe 3,5 godziny w aucie.
Najpierw lotnisko, pierwszy zainteresowany zdąża na samolot.
Dwie następne zainteresowane zdążają na początek śniadania w restauracji Ikei o 9.30. 
Godzina 10.00 otwarcie sklepu.
- no bo ja tu proszem panią... w sprawie reklamacji biurka co to się podnosi do góry i obniża...
(jestem znakomicie przygotowana do sparowania każdego ciosu ze strony personelu)
- co nie działa?
- No nie da się na dół...
- Motor?
- No nie wiem, nie znam się...
- Panie Zenku, nowy motor do biurka Galant, sztuk 1.
- A jak to nie motor tylko co inne?
- Motor, motor one najczęściej wysiadają. Jakby co masz kwit z kasy jest ważny jako gwarancja 10 lat.
Ha det bra! Następny proszę...
- Ale...
Reklamacja załatwiona bez żadnego tłumaczenia w ciągu 16 sek.
Klient zadowolony (zgodnie z taktyką firmy) zostawia kolejną okrągłą sumę na drobnych wydatkach
Opowiadam tę historię przy stole na przyjęciu urodzinowym Aleksandra.
- No tak właśnie jest, idziesz kupić cośtam i wychodzisz ze świeczkami...
- Ha, ha, ha - niesamowite ale każdy wspominając o nieplanowanych zakupach w Ikei zawsze na pierwszym miejscu wymienia świeczki (potem serwetki).
Byłam twarda, żadnych nowych świeczek (ani serwetek) nie mam na kwicie z kasy:)
I tak do nas wrócisz... (po świeczki i serwetki)  w domyśle copywriterów firmy.


Na razie, zaplanuj następną wizytę na www.IKEA.no

czwartek, 9 maja 2013

Kristi himmelfartsdag. Wniebowstąpienie.

Dziś wolny dzień w Norwegii. Wniebowstąpienie. Po tym jak Jezus zmartwychwstał pojawiał się to tu to tam, no i właśnie dziś kończy ziemską działalność idzie do nieba.
Co dziwne (dla mnie), w kraju protestanckim chodzenie do kościoła co niedzielę nie jest praktykowane  natomiast większość świąt kościelnych jest zaznaczonych w kalendarzu na czerwono i wolnych od pracy:)
Dzięki temu w maju nie ma jednego tygodnia, który w całości dałoby się przepracować. Ledwo się człowiek rozpędzi... a tu wolne. Bynajmniej nie rozpaczamy z tego powodu, w odróżnieniu od entuzjastów turystyki pieszej ale oni też jakby mniej oponują.
Dziś w planach druga z dróg produkcji naszego znajomego pana Einara (tego co mu doktor kazał dużo chodzić).
Wchodzimy na górę nad tunelem, który widzimy z okna.
Zaczynamy od lin. 




Norweska technologia budowy dróg i mostów.



No chodźcie, to już niedaleko...


Zdobywca szczytów.


Do domu!





Zmora każdej wycieczki - malkontenci Stachu - tata znowu znalazł coś do czytania.

wtorek, 7 maja 2013

Dugnad.




Dugnad takie norweskie słowo, które wygrało w konkurencji na najbardziej norweskie...
Oznacza ni mniej ni więcej tylko czyn społeczny.
Bardzo popularna forma życia społecznego. Zazwyczaj przed świętem narodowym 17. maja (dzień uchwalenia konstytucji), który jest tu największym festem z pochodami, strojami ludowymi... goframi i parówką w bułce, kto żyw robi ładnie wokół obejścia. Do skrzynki wpadają zaproszenia do wspólnego z sąsiadami sprzątania. Takie to też zaproszenie - tym razem ze szkoły - przyniosła Tosia w tornistrze. Swoją drogą historia prawie jak z Plastusiowego pamiętnika.
Najpierw trzeba było potwierdzić obecność przez obcięcie dolnej części zaproszenia i własnoręcznie podpisać deklarując jednocześnie przynależność do konkretnej sekcji sprzątającej, co oznacza zaopatrzenie się we własnym zakresie w odpowiedni sprzęt.
Mi przypadła w udziale sekcja grabie, Kubie - łopata/grabie.



Przed 17. maja wszystko musi być cacy. Próba orkiestry dętej, pewnie B. znowu popłacze się ze wzruszenia.
Tymczasem podchodzi do mnie Kuba i rzuca do ucha; "u nas w Auschwitz".
Na koniec czynu imprezka. Naleśniki w tym samy czasie wytwarzane przez sekcję "naleśniki", czemu ja się do niej nie załapałam. Ale nikt o niej nie wspominał w liście:(


poniedziałek, 6 maja 2013

Projekt melanoma malignum.




Dziś miałam opowiedzieć wam o raku skóry, który dzieli się na czerniaka i pozostałe.
Pozostałymi nie będziemy się zajmować bo to żadna sprawa dla radiologa, co innego czerniak...
Zmora pacjenta i doktora.
Temat szczególnie ważny z Norwegii, ponieważ jeśli chodzi o częstość występowania to jesteśmy (znaczy się wy, a nie my bo my w Polsce to na szarym końcu listy jesteśmy) topp ligą. Pierwsze miejsce w Europie.
Grupa największego ryzyka to emeryci, czyli ci co mają czas i pieniądze, żeby kąpać się bez opamiętania w słońcu zwłaszcza zimą. Hiszpania zdecydowanie nie robi dobrze norweskiej skórze.
Państwo dba o swoich obywateli zwłaszcza młodych dlatego wprowadziło ustawę o zakazie stosowania solarium poniżej 18 rz. Prawo obowiązuje od ubiegłego roku.
Ehhh... żyć w państwie opiekuńczym.


niedziela, 5 maja 2013

Wróg przyjacielem.

- Stige, min verste fiende! czyli po naszemu: schody, mój największy wróg! - zakrzyknął Stachu na widok schodów wiodących na górę.
Kto ma dzieci i ogląda filmy z kung-fu pandą wie o co chodzi:)



Ale nie ma, że boli trzeba biec dalej...
Wygląda na to, że będzie padać, żadna nowość.





Jaskółki się nie mylą.


Prosta filozofia kieszonkowa: czasami okazuje się, że największy wróg może być najlepszym przyjacielem. Kwestia punktu widzenia.


I jeszcze jedni przyjaciele: 




sobota, 4 maja 2013

Wiosna w ogrodzie.

- Tata, jaka piosenka najbardziej kojarzy Ci się z majem? - zapytała Tosia
- Hmmm... Pada śnieg, pada śnieg...


W ogródku przed oknem mamy wiosnę ale bez szału.
Rachityczne przebiśniegi cierpią na brak witaminy D. Słońce nie rozpieszcza.

czwartek, 2 maja 2013

Przesada.

Mamy maj. Dokładnie drugi dzień maja. Budzimy się z nadzieją ubrania szpilek do pracy (przynajmniej jedno z nas ma takie marzenie)...



Niestety, znowu merrelle na nogi i marsz!
Nawet dzieło jakiegoś tutejszego Bogdana Adamca ("Poszukiwany poszukiwana") przed wejściem głównym fabryki mnie nie bawi dziś.




środa, 1 maja 2013

Jak (nie) zostać Norwegiem.

- Idziemy na wycieczkę. Ubierać się!
- WYCIECZKĘ??? przecież pada...
- Nie szkodzi, nie wygląda na to żeby miało przestać.
  Popatrzcie na Norwegów żaden deszcz im nie straszny. Biegają z wózkami z małymi dziećmi...
- Ale my nie jesteśmy Norwegami...
- Jak kiedyś traficie do rodziny zastępczej to będziecie musieli chodzić na wycieczki bez względu na pogodę.
- My nie chcemy.
Koniec końców sukces negocjacyjny. Wycieczka potem... uzupełnienie spalonych kalorii.
Przyroda nie znosi pustki.

Entuzjasta wycieczek w plenerze.

Odwiedzamy gapahuk czyli taki szałas zbudowany przez harcerzy z drzew i gałęzi. Nasze dzieci też maczały w tym palce.


Spotykamy tam starszego pana, właściwie to on spotyka nas. Po krótkim raporcie kto zacz okazuje się, że to lokalny Bob Budowniczy Leśnych i Górskich Ścieżek. Były szef największego ferdziańskiego hotelu obecnie emeryt brykający po stokach ze składaną piłą (co by tu jeszcze poprawić na ścieżce?).
Szykował się do protezy biodra i doktor zalecił mu aktywność ruchową parenaście lat temu więc on wpadł na pomysł, że machnie taką drogę po prawie pionowej ścianie bo to blisko domu. 
Jak postanowił tak zrobił.
Swoją drogą wielki wpływ ma moc na słabe umysły. Doktor powiedział, pacjent wykonał.
Nie poszedł do pięciu innych doktorów, żeby się upewnić czy ten pierwszy się dobrze wyznał:)
No i pan Einar wyciągnął nas na wycieczkę "swoją drogą".







Euforia entuzjasty.

- Tata my chcemy do domu, do telewizorka, do komputerka...
- Ja też zgłodniałem, wracamy.