sobota, 30 marca 2013

Wielkanoc.




Wyprawa do hytty czyli chaty gdziekolwiek (w górach, nad wodą...). Taka tutejsza tradycja.
Kto żyw wybywa z miejsca zameldowania by obcować z przyrodą.
Wszystkie duże miasta, a zwłaszcza stolica, przypominają wtedy ghost town, żywej duszy na ulicy.
Przypinamy narty jedne i drugie do bagażnika na dachu. Dopychamy kolanem tobołki i ruszamy na wielkanocne spotkanie z naturą i przyjaciółmi.
Najpierw hytta w Hemsedal. Docieramy po południu we środę.
Jesteśmy przyjęci z atencją godną królów przez rodziców Marianne, mojej przyjaciółki z Lærdal.
Cała familia: dziadki, Marianne, wnuki i jeszcze przyjaciółka z dzieckiem na dokładkę czekają na nas od rana.
Dzieciarnia kotłuje się po podłogach wszystkich pomieszczeń i po śniegu zalegającego grubą warstwą na zewnątrz.
Główna atrakcja skoki z dachu hytty w śnieżne hałdy.
Wymykamy się z Kubą chyłkiem na biegówki... Tak na prawdę to całkiem normalnie wychodzimy ale i tak żadne z naszych dzieci nie zauważa tego spod kupy śniegu.
Ruszamy przed siebie, gdzie oczy poniosą. Wokół tylko góry, żadnych człowieków ani hytt. Wiatr wydmuchał fajne fale dookoła, trochę ciężko sunąć ale kto by się tym przejmował w takich okolicznościach. Żadnych biednych, marudzących dzieci zmuszanych do biegania na nartach, pogoda cudna, perspektywa świeżych gofrów i brownie po powrocie. No i towarzystwo przede wszystkim!
Ehhhh, Hemsedal... bajka!
Z Hemsedal ruszamy do drugiej wielkanocnej, norweskiej stolicy Geilo.
Zamieniamy biegówki na zjazdówki i przyjaciół z norweskich na polskich. Pogoda i nastrój bez zmian.
Nadal cudnie.
Głównie bywamy na stoku. Tym razem wszyscy zadowoleni. Stachu wygina śmiało ciało na desce, Tosia pędzi czarną trasą za Kubą. Ja się nadal wożę (zamiast porządnego jeżdżenia) na nartach.
Lubię to. Za duża jestem na rozwijanie kosmicznych prędkości czy jazdę off piste.
Wieczorki towarzyskie w fantastycznym hotelu, który robi wszystko, żebyśmy czuli się jak u siebie w domu. Poza tym, że nie mają herbaty z fusów jest wszystko, a nawet więcej.
Organizują grilla, szukanie wielkanocnych jajek... i różne takie... dla gości hotelowych.
No ale przede wszystkim towarzystwo:)
Fajnie jest robić coś razem. Taki czas na działanie i gadanie (czyt. monologowanie) jednocześnie. Rozważanie problemów tego Świata na wspólnym wyciągu narciarskim.
Wprawdzie trochę krótko przyszło nam bawić w Geilo bo Kuba ma dyżur w niedzielę ale liczy się jakość.
W sobotę zaliczamy jeszcze krótki wypad na stok, a potem do domu.
Jesteśmy od otwarcia wyciągu. Niewielu amatorów białego szaleństwa. Za to po godzinie jakiś zmasowany atak. Co dziwne, większość kolejki na wyciąg w nartach biegowych!?
Coraz gęściej się robi, i jeszcze gęściej... Hmmm, dziwne.
Na szczycie przychodzi rozwiązanie zagadki.
Cała pielgrzymka z zestawem obowiązkowym, tzn pomarańczami, kvikk lunsjami (takie tradycyjne norweskie wafelki w czekoladzie) i chorągiewkami zatkniętymi w klapki plecaka sunie w kierunku linii horyzontu. Niczego specjalnego tam nie widać ale z przekazów ustnych wiemy, że za 7 km, na zupełnym wygwizdowie znajduje się schronisko. Wielkanoc po norwesku oznacza dotarcie tam, zjedzenie zawartości plecaka, wygrzanie kości na słońcu i powrót tą samą trasą.
Tym razem nie dołączamy do pochodu.
Pakujemy manele, wracamy do Førde poświęcić koszyk i zacząć świętować po polsku.










wtorek, 26 marca 2013

Wielkanoc po norwesku.

Zbliża się dłuuuuuga laba świąteczna.
Jak się ma słowo Påske do Paschy (Zmartwychwstania czyli Wielkanocy) nie mam bladego pojęcia.
Niby źródłosłów podobny ale na tym koniec podobieństw.
Wielki Tydzień w wydaniu norweskim to czas kryminałów i Inferno metal festivalu.
Czemu właśnie kryminały?
W latach dwudziestych ubiegłego wieku, dokładnie tydzień przed niedzielą palmową została opublikowana w poczytnej norweskiej gazecie reklama książki "Bergeński pociąg splądrowany tej nocy".
Taki chwyt marketingowy, wielką czcionką tytuł książki na okładce gazety i malutkimi literkami o co konkretnie chodzi... Ponoć redakcja została "zadzwoniona" przez wystraszonych krewnych podróżnych ze wspomnianego pociągu.
Jak widać trik tak dobrze chwycił, że skutkuje do tej pory tradycją przedświątecznej grozy.
Nie trzeba wychodzić do żadnej księgarni. Wystarczy do spożywczaka po mleko.
Na tekturowym kartonie możemy zapoznać się z zagadką kryminalną w postaci historyjki obrazkowej, wytypować czarny charakter i wysłać sms-a.
Bądź też włączyć radio czy telewizor aby wziąć interaktywnie udział w demaskowaniu złoczyńcy (lub jak to Staszek przetłumaczył symultanicznie na język ojczysty - "złotwórcy").
Staszek z Tosią codziennie śledzili "krwawe historie" w telewizji dla dzieci i wskazywali w internecie strzałką, kim jest niedobry.
Czemu piekielny festiwal w "cichym tygodniu"?
Źródła nie podają.
W każdym razie od 12 lat przybywają hurtownie do Oslo wzbudzając respekt groźnym wyglądem wszyscy czciciele black metalu.
I tak przez kilka dni łoją ile wlezie w decybele.
W sumie na niewiele się to zda bo za dni parę zaśpiewamy im wszystkim chórem:
" Zwycięzca śmerci, piekła i Szatana
  wychodzi z grobu dnia trzeciego z rana.."
Nasi górą:)
Alternatywnie można spakować do plecaka pomarańcze (koniecznie wieeeelkie), czekoladowe wafelki (koniecznie norweskiej marki Kvikk lunsj), opcjonalnie zatknąć w klapkę chorągiewkę z norweską flagą, przypiąć narty do butów i poszusować za Marit Bjørgen (no chyba, że ktoś preferuje Thereskę Johaug).
Albo...






sobota, 23 marca 2013

Enigma.

Polscy kryptolodzy złamali szyfr Enigmy.
I to wcale nie w roku 1932 tylko dokładnie 18 marca 2013 między godziną 15.30 a 16.20 na wywiadówce u Tosi w szkole.
- Powiedz no Tosia, co najbardziej nie podoba ci się podczas lekcji i czasu wolnego?
- To, że dziewczyny bawią się we dwie i jak ja chcę do nich dołączyć to one mówią, że nie wolno...
- Tjjjaaa, ale wiesz, że to nie o ciebie chodzi. Zdarza się, że 2 albo 3 dziewczynki bawią się razem i nie chcą innych dopuścić. Rozmawiamy o tym w szkole, prawda?
- Prawda. Ale Amina...
- Pamiętasz Tosia jakie są reguły: nie wolno mówić NIE!, bo to takie mocne i "zamykające" słowo.
Uczymy się, że w takich przypadkach one powinny powiedzieć: może potem, następnym razem...
- No ale jak one tak powiedzą to i tak nie pozwalają mi się bawić razem z nimi.
- W zasadzie tak ale brzmi łagodniej i nie jest takie przykre.
...
Miliony myśli przewinęły mi się przez głowę, jak stare taśmy magnetofonowe. Niektóre wyciągnięte z archiwum sprzed 4 lat.
- czy jest szansa dostać etat na oddziale radiologi
- w zasadzie tak, ale...
- czy jest realna możliwość zatrudnienia się w następnym naborze?
- tak, tak oczywiście, zobaczymy jaka będzie konkurencja. W każdym razie możliwość jest.
- a następnym razem?
- oczywiście, na początku roku będą dwa nowe miejsca
- czy przewidujecie w najbliższym czasie nową rekrutację?
- składaj podanie, od początku marca jest etat.
- i...?
- jeśli tylko on nie zdecyduje się, miejsce jest dla ciebie jak obiecywaliśmy... wszyscy mają jak najlepsze zdanie o Tobie.

Marzec się kończy. Karty nadal nie rozdane.
Ciągle brzmi miło, a czy nie jest przykre?
Już chyba nie.

niedziela, 17 marca 2013

Festival. Sigur Ros - Inni.


 To nie są klatki z klipu Sigur Ros.
To zaparowane szkiełko Iphone 4S:)
Niedziela 8.44. Jogging tuż poniżej domu.