Pare dni temu zostala nam przedstawiona nowa kolezanka na oddziale, ktora zostala zatrudniona na roczne zastepstwo, czyli tzw. vikariat.
Na przerwie sniadaniowej Kari (lat miedzy 40 a 50) wyciagnela pudlo z kanapkami i jakby od dawna byla zaznajomiona z mlodziakami, wtracila sie do rozmowy cyklistow.
- Startujecie w rajdzie pod koniec maja?
- Ja startuje, ona sie zastanawia... ale Lena na pewno bedzie jechac bo ma najlepsza z nas kondycje codziennie do pracy przyjezdza rowerem, a jak ma nocny dyzur to przybiega do pracy w ramach odstresowania.
- A jak daleko mieszka Lena, zapytalam z glupia frant.
- Cos kolo 1,6 mili od szpitala.
- A na kilometry ile to bedzie?
- 16 km.
Potem Kari wypytala wszystkich o ich czasy, trasy i takie tam, no i zostala przyjeta do grona swojakow.
Paralelno konwergentny wieczorek zapoznawczy podsluchany (tym razem nie przez nas:) w samolocie linii Norwegian cytuje ninejszym:
- Ja tu panu pomoge z ta torba na polke...
- Dziekuje, Zbyszek jestem.
- Janusz.
- Skad jestes?
- Ja z Sandviki (klasyczna polska odmiana przez przypadki norweskich nazw wlasnych).
- Gdzie lowisz?
Tym razem miejsce akcji na sali interwencji naczyniowych. Dag - radiolog interwencyjny, spekuluje z reszta zespolu czy bergenczyk Carl Espen ma szanse w Eurowizji.
- Eeee raczej nie przejdzie bo taka normalna piosenka, normalny facet.
- Nawet nie za bardzo potrafji spiewac. Nie to co w tamtym roku,
Margaret glos miala.
- Nawet nie zartujcie, ze pamietacie piosenke, ktora spiewala - wtracilam swoje trzy øre (tak naprawde ja pamietam tylko jej fatalna sukienke)
- Oczywiscie, zapalil sie Dag. To byla fajna piosenka.
Zrobilo mi sie glupio.
-A wiesz kto Polske reprezentuje?
-Nie mam pojecia.
Wrocilam do domu i sprawdzilam. Zrobilo mi sie jeszcze bardziej glupio. Cytujac klasyka Adasia Mialczynskiego...
Ale szacun dla praczki:)
PS: A Margaret Berger to cos pomiedzy
Røyksopp a
Sinnead O´Connor.