Dawno temu, w odległej galaktyce...
A dokładniej w kwietniu 1999 r. trafiłam na staż z chirurgii do pewnego szpitala wojewódzkiego.
Zgodnie z obowiązującym rytuałem codziennie rano odprawa z szefem, na samo wspomnienie którego co niektórym zwieracze odmawiały posłuszeństwa.
Gwałtownik był z niego niepospolity, jak wpadał w szał nie było wtedy zmiłuj się - krył się kto mógł... nie wyłączając starców, kobiet i dzieci.
Tak na marginesie sprawy i z perspektywy zupełnie innej galaktyki - to nigdy nie dotrzymał słynnej obietnicy: Jak tak jeszcze raz zrobicie to wam wszystkim jaja pourywam (nie wyłączając starców, kobiet i dzieci).
No więc gdy atmosfera stawała się przyciężkawa wszyscy przechodzili w moduł niewidzialności i stawali się przeźroczyści.
Wszyscy z wyjątkiem facecika w niebieskim chirurgicznym uniformie i chodaczkach, który zdawał się grać ze śmiercią w kości rzucając niefrasobliwie - a czemu?
No i tak zaczynało się prawdziwe pampeluńskie encierro...
Szef robił głęboki wdech, wciągając meter sześcienny powietrza przez nozdrza, sam odgłos wywoływał u większości zebranych wystąpienie zimnego potu.
Potem krótka cisza zapowiadająca śmierć w męczarniach dla najsłabszych psychicznie i ruszał z kopyta... bódł rogami kogo popadanie.
Nie muszę dodawać, że krył się kto mógł nie wyłączając starców, kobiet i dzieci... poza facetem w niebieskim, który kiwał się na krześle, machając założoną nogą na nogę z chodaczkiem - dystalnie.
Nic nie bał się śmierci!
Nie tylko za nic miał życie własne ale i innych (czyt. np. moje).
Wizyta z szefem. Kolejny część porannego bizantyjskiego rytuału.
Pochód na czele, którego gnał najważniejszy, potem pierwszy trzymający karty zleceń, drugi trzymający karty zleceń, doktory ze specjalizacją II stopnia, I stopnia, w trakcie specjalizacji, pielęgniarki ze swoimi kwitkami, oddziałowa z tajnym kajecikiem, opatrunkowy Jerzy, rehabilitanci ( na krab podeszłego wieku zwalam niepamięć co do posiadania bądź nie- jakichkolwiek materiałów piśmienniczych przez ww.) a na szarym końcu my- biedne misie czyli stażyści.
I zgodnie z układem domino, odgórny opierdziel szedł według wymienionego powyżej układu kastowego.
Nie muszę dodawać, że ogon ciągną się w nieskończoność. Szef docierał kłusem do zabiegówki zanim biedne misie wyszły z sali numer 1.
Któregoś dnia w takcie wizyty na cały regulator oddziałowy idzie komunikat: Pani doktor Ćwir proszona jest o zejście na Izbę Przyjęć do szycia rany.
Za chwilę to ja zejdę... ale z tego świata, przecież nigdy żadnej ludzkiej skóry nie cerowałam.
Boże, ile bym wtedy dała, żebym mogła kaligrafować dawkowanie paracetamolu w karcie zleceń!
Szef popatrzył spode łba i powiedział: Pani idzie, Marek panią wzywa.
No weszłam jak na ścięcie do Izby przyjęć gdzie dostałam krótkie polecenie: trzeba zszyć.
- ale...
- poradzisz sobie! I zniknął szurając chodaczkami zanim zdążyłam zemdleć.
I w taki właśnie sposób zostałam zaszczepiona medycyną polową...
Nie było przeproś z gościem w chodaczkach.
- No jesteś prawdziwym facetem czy babą?
Prawie jak w skeczu Monty Phytona: Jesteście spadochroniarzami czy myszami?
Prawidłowa odpowiedź była tylko jedna.
...
Wszystko to miało miejsce lata świetlne temu.
Obecnie mistrz naprawia szkielety ludzkie w Molde.
PS. Tak naprawdę to jestem babą, tylko nie mówcie mu o tym.